środa, 9 grudnia 2015

Rozdzial 7 "It Feels Too Good To Leave"


Gdy stanęłyśmy pod drzwiami domu chłopaków, zapukałam i czekałyśmy aż ktoś nam otworzy. Kiedy nikt nie otwierał przez dłuższą chwilę zapukałam znowu, tym razem głośniej. Jednak nic to nie dało. W mieszkaniu panowała zupełna cisza. Nie było słychać rozmów, ani muzyki. W końcu już trochę wkurwiona zaczęłam walić w drzwi. Dopiero to przyniosło efekt. Usłyszałam krzyk z wnętrza budynku.
-Kurwa jego mać może by ktoś ruszył dupę otworzyć te pieprzone drzwi?! – Od razu rozpoznałam ten charakterystyczny głos.
Po chwili drzwi otworzył, a właściwie prawie wyrwał z zawiasów, nie kto inny jak wkurwiony Axl. Patrzył się na nas swoimi wściekłymi, zielonymi oczami. Zaczęłam się zastanawiać czy on w ogóle kiedykolwiek nie krzyczy i nie ma w oczach tej rządy mordu. Sekundę potem z jednego z pomieszczeń wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha, niski blondyn. Podszedł do nas i z uśmiechem powiedział:
-Cześć. Jestem Steven. – po czym podał rękę najpierw mnie, a potem Kate.
-Cześć. Ja jestem Michelle, a to jest Kate. – przedstawiłam nas.
W tym czasie Axl gdzieś wyparował. Steven zaprosił nas do środka, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Brudny dywan na podłodze i tak samo brudna tapeta na ścianach. Na przeciwko wejścia znajdowało się troje drzwi, po prawej stronie zniszczona kanapa i dwa fotele stojące przed drewniana ławą. Kawałek dalej znajdowała się kuchnia, zawalona pudełkami po pizzy i innymi opakowaniami, którą od reszty oddzielały tylko dwie szafki, przy których stały krzesła, zakładam, że robiły jako stół. Po chwili w domu zjawił się  Duff  z czterema chłopakami.
-Cześć.  – Zawołał blondyn kiedy tylko nas zobaczył.
-Poznajcie resztę. To jest Slash, Scotti, Rob i Sebastian. Chłopaki to jest Michelle i Kate. – Powiedział pokazując na wszystkich po kolei. Uśmiechając się, przywitali się z nami jednym wspólnym:
-Cześć.
-Hej. – Odpowiedziałyśmy równocześnie z Kate odwzajemniając uśmiechy chłopaków.
-Ej, a gdzie reszta? – zapytał Steven. Odpowiedział mu Duff rozpakowując butelki z alkoholem:
-Rachel i Snake przyjdą później, a Izzy zniknął gdzieś po drodze, jak zwykle zresztą.
Usiedliśmy tam gdzie było miejsce, część na kanapie i fotelach, a część na podłodze. Slash przyniósł z kuchni chipsy jakieś picie, szklanki i mnóstwo alkoholu. W tym czasie Duff podszedł do adaptera  i włączył płytę Sex Pistols. Teraz przyjrzałam się lepiej osobom siedzącym w pokoju. Pierwszy na kanapie siedział Scotti. Ubrany był w czarne spodnie i ciemną koszulkę z nadrukiem, którego nie widziałam przez jego długie brązowe włosy. Miał radosne, brązowe oczy. Śmiał się z historii opowiadanej przez osobę siedzącą obok niego, którą Duff przedstawił nam jako Sebastiana. Miał on szare oczy i  długie włosy koloru ciemny blond z czarnymi odrostami. Ubrany był w ciemne spodnie i jeansową katanę. Z uśmiechem opowiadał coś reszcie. Obok niego siedział Rob miał brązowe oczy i lekko kręcone włosy  w kolorze ciemnego blondu. Ubrany w jeansy i granatową koszulkę. Słuchał historii kolegi, co jakiś czas coś wtrącając. Obok niego siedziała Kate, dalej, na podłodze siedziałam ja, a niedaleko mnie, na jednym z foteli siedziała osoba, która od pewnego czasu mi się przyglądała, co zauważyłam kątem oka. Kiedy spojrzałam na chłopaka, ten natychmiast odwrócił wzrok i udawał, że słucha opowieści blondyna. Był to Slash. Jego długie kręcone włosy sprawiały, że mogłam dostrzec jedynie kawałek jego twarzy. Ubrany był w ciemną koszulkę z logiem Aerosmith i jeansy. Nie wiem dlaczego, ale jego postać mnie zaintrygowała. Od pierwszej chwili kiedy zobaczyłam go w Roxy od razu przykuł moja uwagę. Sprawiał wrażenie tajemniczej osoby, być może przez włosy zakrywające niemal całą twarz. Spojrzałam na Duffa, który siedział na krześle przy „stole”. On również był zasłuchany w historię kolegi. Jego blond włosy opadały na jego uśmiechniętą twarz. Z jednego z pomieszczeń wyszedł Steven, którego źrenice były powiększone, a na ustach widniał wielki uśmiech. Szczęśliwy usiadł na drugim fotelu i również zaczął słuchać chłopaków. Jednak miałam wrażenie, że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Zaczęłam rozmawiać z Kate pijąc Nightraina i nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Izzy i usiadł na krześle obok Duffa. Chłopaki żywo teraz o czymś dyskutowali, tylko Slash i Izzy, nic nie mówili, a jedynie przysłuchiwali się rozmowie reszty. Po chwili rozległo się pukanie. Slash wstał i ruszył w kierunku drzwi. Do pokoju weszły trzy dziewczyny. Dwie brunetki i szatynka. Dziewczyny przedstawiły się jako Caroline, Stacy i Sue. Caroline była średniego wzrostu brunetką o brązowych oczach. Miała delikatne rysy twarzy i szczupłą sylwetkę. Ubrana była w ciemne buty na obcasach, czarne spodnie, które podkreślały jej zgrabne nogi i białą bluzkę. Podeszła do Izzy’ego po czym pocałowała go na powitanie. Zaczęli o czymś rozmawiać i oboje się uśmiechali. Stacy była szatynką mniej więcej mojego wzrostu. Ubrana w krótką jeansową spódniczkę i żółta bluzkę na ramiączkach oraz wysokie szpilki. Na twarzy miała mocny makijaż. Podeszła do Stevena i usiadła na jego kolanach. Sue natomiast była niezbyt wysoką brunetką, ubrana w różową sukienkę, która więcej odkrywała niż zakrywała, oraz wysokie szpilki. Jak się okazało była to dziewczyna Slasha. Musiałam skorzystać z łazienki, więc podeszłam do jednego z chłopaków i zapytałam, o to pomieszczenie. Ręką wskazał mi drzwi naprzeciwko wejścia. Skierowałam się w tamtą stronę. Weszłam do środka, było to małe pomieszczenie wyłożone kafelkami w jasnych kolorach, znajdował się tam prysznic, sedes i umywalka nad która wisiało lustro. Tak jak reszta domu, nie było tam zbyt czysto. Załatwiłam swoja potrzebą i wyszłam z niewielkiego pomieszczenia. Zobaczyłam Axla, z butelka Nightraina w ręce, stojącego obok Izzy’ego, z którym o czymś rozmawiał, jednak kiedy tylko mnie zobaczył zaczął iść w moją stronę zabierając po drodze butelkę Danielsa ze stołu. Jego wzrok był teraz zupełnie inny niż kiedy widziałam go wcześniej. Poprzednio miał w oczach nienawiść, złość i rządzę mordu, kiedy tylko się go widziało pierwsze co przychodziło Ci na myśl to spieprzać jak najdalej. Teraz jego oczy były wesołe, na jego twarzy było widać leciutki uśmiech, kiedy podszedł jego oczy przybrały też nieco przepraszającego wyrazu.
-Wiesz... – zaczął. -Przepraszam za wczoraj, trochę mnie poniosło. – Powiedział swoim niskim głosem i niepewnie się uśmiechnął.
-Trochę? W pewnym  momencie myślałam że mi przyjebiesz. – Powiedziałam z udawanym wyrzutem, kiedy Axl usłyszał te słowa lekko posmutniał.
-No żartuje przecież. Nie jestem osobą, która obraża się o coś takiego, każdy przecież może mieć zły dzień.- Powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam, on widząc to odwzajemnił uśmiech i zapytał:
-To może napijamy się Danielsa i zaczniemy od nowa. Co Ty na to?
-Na Danielsa to ja zawsze chętnie. – uśmiechnęłam się. – A tak w ogóle to Michelle jestem. – powiedziałam podając mu rękę
-Axl. – odparł i uścisną moja dłoń. Wróciliśmy do reszty i zaczęliśmy pić.
Na początku trzymałyśmy się z Kate trochę z boku, bo nikogo tam, nie znałyśmy. Rozmawiałyśmy jedynie z Axlem, który po krótkim czasie poszedł do chłopaków, i z kimś kto się do nas przysiadł. Jednak jakieś trzy piwa później moja koleżanka znalazła prawdziwych przyjaciół w Robie i Sebastianie. Po pewnym, czasie do domu weszło jeszcze dwóch chłopaków.  Jeden z nich  był wysokim szatynem, nie przedstawił się, i nie wiem czy w ogóle mnie zauważył. Miał na sobie ciemną bluzkę z nadrukiem i czarne spodnie. Podszedł do chłopaków i przywitał się z uśmiechem. Drugi chłopak stał cały czas w tym samym miejscu i mi się przyglądał. Również był wysokim szatynem, ale jego włosy były dużo ciemniejsze. Ubrany w jasną koszulkę i jeansy. Po chwili podszedł do mnie, a ja nagle uświadomiłam sobie, że go znam.
-Michelle?
-Jimi?
-Cześć. Kurwa kiedy ja cię widziałem. – powiedział z uśmiechem.
-Cześć. Będzie ze trzy lata, jak nie więcej. – odpowiedziałam również się uśmiechając. Przytulił mnie po czym zapytał.
-Co ty tutaj robisz?
-Niedawno się tu przeprowadziłam, mieszkam naprzeciwko.
-Serio? Nie spodziewałem się, że Cię tutaj zobaczę.
-Zawsze chciałam zamieszkać w L.A. a teraz właściwie nie miałam większego powodu, żeby zostać w Kansas. Nie licząc Alex, ale ona też ma zamiar się tu przeprowadzić, więc...
-A co z Jane zgodziła się? Jakim cudem ją namówiłaś?
-Cóż, pewnie by się nie zgodziła... ale nie żyje.
-Przepraszam, nie wiedziałem. Wybacz.
-Nie szkodzi, nic się nie stało. – Powiedziałam i po chwili dodałam. -A ty co porabiasz?
-Gram na basie w Skid Row.
-Czyli spełniasz marzenia?
-Tak. – powiedział z uśmiechem , po czym zapytał. -A ty czym się zajmujesz?
-Jestem kelnerką, tak wiem ambitny zawód. – zaśmiałam się. Zaczęliśmy wspominać dawne czasy, kiedy mieszkaliśmy obok siebie. Później przyłączyliśmy się do  rozmów reszty.
Im więcej butelek z alkoholem opróżnialiśmy tym lepiej się bawiliśmy. Żartowaliśmy, wygłupialiśmy się, gadaliśmy o różnych rzeczach, głównie o muzyce. Dawno tak dobrze się nie bawiłam i dawno nie piłam z tyloma osobami. Jako że jestem dosyć nieśmiała, to zazwyczaj imprezowałam z najbliższymi przyjaciółmi, bo wtedy czułam się najswobodniej. Jednak tutaj atmosfera była po prostu niesamowita, cały czas się śmiałam z żartów i wygłupów innych oraz swoich. Wszyscy bawili się świetnie, a zaczęliśmy się bawić jeszcze lepiej kiedy jeden z chłopaków przyniósł dragi. To była chyba najlepsza impreza na jakiej byłam w swoim życiu. Niestety niedługo potem urwał mi się film.
Obudziłam się i pierwsze co poczułam to ciężar na moim brzuchu, podniosłam głowę i zobaczyłam, że leżę między Rachelem, a Duffem, a Slash leży na całej naszej trójce i chrapie. Nie chciałam budzić bruneta, więc próbowałam delikatnie wysunąć się spod jego brzucha. Szło mi to dosyć opornie i bardzo pomału, ale dawałam sobie radę. Ciężko było się nie śmiać, przez gadającego przez sen Duffa, a to znacznie utrudniało zadanie. Po długim czasie, udało mi się wydostać i przejść do drzwi nikogo nie budząc. Kiedy wychodziłam z pokoju, Rachel przytulał się do poduszki i lekko uśmiechał się przez sen, Slash nadal spokojnie sobie chrapał, a Duff podrywał jakąś laskę. Weszłam do salonu i rozejrzałam się po pokoju. Na jednym z foteli spał Sebastian razem z Kate, która siedziała na jego kolanach. Dave i Rob spali przytuleni do siebie na podłodze, a na ławie spał Steven. Scotti leżał na kanapie i mamrotał coś przez sen. Spojrzałam w stronę kuchni i zobaczyłam Axla razem z Izzy’im i jego dziewczyną siedzących przy „stole” i rozmawiających ściszonym głosem, tak żeby nie obudzić reszty. Podeszłam do nich i przywitałam się:
-Cześć.
-Cześć, jak się spało? – zapytał  Axl
-Dobrze. – powiedziałam uśmiechając się. W tym momencie Caroline wstała oznajmiając, ze musi już iść, bo już późno. Spojrzałam na zegarek i zoriętowałam się, że faktycznie miała rację, była 14:15. Pożegnaliśmy się z dziewczyną i po chwili usłyszeliśmy odgłos zamykanych drzwi. Izzy poszedł do pokoju, a Axl siedział patrząc nieobecnym wzrokiem za okno. Zapadła cisza, którą przerwał Duff wychodzący z pokoju. Gadał cos do siebie idąc w naszą stronę. Kiedy usiadł na krześle obok mnie zapytałam z uśmiechem:
-I co udało Ci się poderwać tą dziewczynę? – chłopak spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem a ja wyjaśniłam. -Gadałeś przez sen. – Blondyn uśmiechnął się do mnie po czym powiedział bardziej do siebie niż do nas.
-Głodny jestem.
-Ja w sumie też. – Odpowiedział Axl, który właśnie odwrócił się w naszą stronę.
-W lodówce jak zwykle nic nie ma, prawda? – zapytał lekko zrezygnowany Duff.
-Możesz sprawdzić, ale raczej żaden zakupów nie robił. – Odparł rudzielec.
-Możemy iść do mnie, u mnie lodówka jest pełna, więc można by coś ugotować – powiedziałam do chłopaków uśmiechając się.
-Już się cieszę, że mieszkasz naprzeciwko. – Powiedział blondyn.
-Ty się tak nie ciesz, ja was nie będę karmić. – zaśmiałam się po czym wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia.

Rozdzial 4 "My Friends"

      Punktualnie o 21:00 byłam w Roxy. Przywitałam się z Jim’em, który zaprowadził mnie na zaplecze i wytłumaczył co mam robić. Później wrócił za bar. Przebrałam się w przygotowany strój, w którym miałam pracować. Była to biała, obcisła bluzka i czarna, ledwo zakrywająca mi tyłek spódnica. Dziwnie wyglądały do tego glany, ale niech będzie. Zaczęłam prace. Od  godziny latałam w te i z powrotem między stolikami podając drinki. Taa, bardzo interesująca robota...
W pewnym momencie Jim wszedł na scenę i zapowiedział występ początkującego zespołu rockowego „Guns N’ Roses”. Nagle mój wzrok padł na osobę, która właśnie wyszła na scenę z basem w rękach. Był to ten w chuj wysoki blondyn, którego widziałam wcześniej. Następną osobą, która przykuła moją uwagę był gitarzysta. Był to mulat z burzą czarnych loczków na głowie. W rękach trzymał czarnego Gibsona. Miał na sobie szarą bluzkę z logiem Led Zeppelin i skórzane spodnie. Trzeci członek zespołu miał niezbyt długie, czarne, proste włosy. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie i również trzymał w rękach gitarę. Perkusista, który siedział już za swoim instrumentem był blondynem i cały czas się uśmiechał. Następnie przeniosłam wzrok na ostatnią osobę jaka stała na scenie. Miał na sobie czarną bluzkę i białe spodnie oraz ogromny tapir na rudych włosach.
Po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki jakiejś piosenki. Słyszałam ją po raz pierwszy. Rudzielec miał niesamowity głos. Kawałek był po prostu zajebisty. Potem zagrali jeszcze kilka coverów Aerosmith, Led Zeppelin i AC/DC. Niestety nie mogłam obejrzeć całego koncertu, bo przecież byłam w pracy, ale co jakiś czas spoglądałam w stronę sceny i widziałam jak rudy dosłownie wije się po niej. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby ktoś tak się ruszał. Grali zajebiście. Po skończonym występie usiedli przy stoliku w rogu sali. Podeszłam do nich i przyjęłam zamówienie, próbując nie zwracać uwagi na ich głupie teksty skierowane do mojej osoby. Wracałam do tego stolika wiele razy, ponieważ ciągle składali nowe zamówienia. Po skończonej zmianie przebrałam się w swoje ubrania i wróciłam do domu. Była 01:45. Włączyłam telewizor i próbowałam znaleźć coś co nadawało by się do obejrzenia. Posiedziałam jeszcze trochę, a później wyłączyłam telewizor wzięłam prysznic i położyłam się spać. Niestety nie było mi dane zasnąć, bo w domu naprzeciwko, ktoś właśnie robił imprezę. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. W tym malutkim budynku, a także dookoła niego, było mnóstwo ludzi. Właśnie leciało „Rock You Like a Hurricane” Scorpionsów, co zapewne słyszeli ludzie cztery przecznice dalej. Jako że należę do ludzi, którzy zawsze walczą o swoje postanowiłam, że tak tego nie zostawię. W końcu to, że oni nie pracują i nie mają żadnych obowiązków nie znaczy, że ja też nie mam. Szybko się ubrałam, zbiegłam po schodach i wyszłam z domu. Ruszyłam w kierunku niewielkiego budynku. Jako, że nie wiedziałam kto tu tak właściwie mieszka, postanowiłam poszukać wzrokiem blondyna. Myślałam, że w tym tłumie znalezienie kogokolwiek będzie graniczyło z cudem. Na szczęście się myliłam. Chwała bogu, że tan facet jest taki wysoki. Przebiłam się przez tabun ludzi i dotarłam do mojego celu, który właśnie lizał się z jakąś laską. Na początku szturchnęłam chłopaka ale nie zareagował, więc przerwałam ten jakże namiętny pocałunek. Oboje byli bardzo zdziwieni i nie za bardzo ogarniali co się dzieje. Dziewczyna pierwsza zwróciła na mnie uwagę i właśnie zabijała mnie wzrokiem kiedy blondyn odwrócił się w moim kierunku. Miał niesamowicie rozszerzone źrenice i ledwo trzymał się na nogach. Patrzył się na mnie zdziwiony, a ja nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć.
-Czy moglibyście to łaskawie ściszyć?!! – krzyknęłam.
-Spokojnie. Po co te nerwy? – powiedział i podał mi butelkę piwa.
Zmroziłam go wzrokiem. Uznałam, że ciągnięcie rozmowy z kompletnie pijanym facetem nie ma sensu, więc odwróciłam się i ruszyłam  w stronę wyjścia. Weszłam do domu i przebrałam się z powrotem w piżamę. Potem położyłam się do łóżka i próbowałam usnąć. Po jakiejś godzinie kręcenia się z boku na bok poddałam się. Wstałam i wzięłam akustyka. Zaczęłam grać „Carrie” Europe później „Going To California” Led Zeppelin i jeszcze kilka innych piosenek. Grałam tak ze dwie godziny. Było tak koło piątej gdy ludzie zaczęli się powoli rozchodzić z tej imprezy, a muzyka już trochę ucichła. Postanowiłam iść już spać. Kiedy tylko się położyłam i zamknęłam oczy od razu zasnęłam.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół. Zanim otworzyłam  przejrzałam się w lustrze, które wisi w korytarzu. Wyglądałam koszmarnie ale trudno. Przeczesałam tylko włosy palcami i otworzyłam. Przede mną stała Kate. Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Cześć. Przepraszam, że tak wcześnie. Widzę że Cię obudziłam.
-Cześć. Nie ma sprawy.
-Przywiozłam Ci wzmacniacz.
-Dzięki wielkie. Mam jeszcze jedną prośbę. Mogłabyś mi pomóc wnieść go na górę? Sama raczej nie dam rady.
-Jasne.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Najpierw wniosłyśmy wzmacniacz do domu, a potem po długich staraniach udało nam się wtaszczyć go na piętro. Ustawiłyśmy go w gabinecie. Później podłączyłam wszystko i zobaczyłam czy działa prawidłowo. Następnie zeszłyśmy na dół.
-Dobra, musze już lecieć.
-Myślałam, że zostaniesz chociaż na chwilę.
-Chciałabym, ale nie mogę. Zraz zaczynam pracę.
-Ok., rozumiem.
-To na razie.
-Może wpadłabyś jutro?
-Jasne chętnie. Masz mój numer, więc zadzwoń do mnie później, bo teraz naprawdę muszę już lecieć. Pa.
-Pa.
Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Spojrzałam na zegarek. Była 9:15. Dzisiaj poniedziałek, więc mam wolne. Zrobiłam sobie śniadanie i myślałam co będę dzisiaj robić. Na początek postanowiłam się zemścić na tych z naprzeciwka. Pobiegłam na górę. Podłączyłam Gibsona i zaczęłam grać. Zdążyłam zagrać “Rock N’ Roll” Zeppelinów, "You Ain't Got a Hold on Me" i "Little Lover" AC/DC, a później “Welcome home” Metallica. Usłyszałam dzwonek do drzwi.  Odłożyłam gitarę i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam chłopaka o rudych włosach, który wczoraj śpiewał w Roxy. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zaczął się na mnie wydzierać.
-Jak byś kurwa nie wiedziała to niektórzy jeszcze śpią do cholery, więc weź to ścisz!! – był naprawdę wkurwiony i strasznie zmęczony. Miał bardzo niski, skrzeczący głos.
-Nie drzyj na mnie mordy chuju!!– Krzyknęłam, bo facet naprawdę mnie wkurwił.- Nie ściszę tego, bo wczoraj prosiłam was o to samo. Skoro wy nie posłuchaliście mojej prośby, to ja na pewno nie będę słuchała jak się na mnie wydzierasz.- powiedziałam już spokojniej, jednak nadal podniesionym głosem. Nie wydawał się zadowolony z mojej odpowiedzi. Już miał coś powiedzieć kiedy trzasnęłam drzwiami z całej siły tuż przed jego twarzą. Na początku był dość zdezorientowany i chyba nie bardzo wiedział co się dzieje. Po chwili zaczął dobijać się do drzwi. Natomiast ja nie zwracałam na to najmniejszej uwagi i udałam się do kuchni. Słyszałam jak posyła w moją stronę najróżniejsze wyzwiska, ale miałam to głęboko gdzieś. Zrobiłam sobie kawę, otworzyłam okno i siadłam na parapecie z kubkiem. Następnie zapaliłam papierosa i wpatrywałam się w ulicę, która była niedaleko. Rozmyślałam o całym swoim życiu. Zastanawiałam się co tam u Alex, ale miałam wątpliwości czy do niej zadzwonić, była na mnie zła za to, że tak nagle wyjeżdżam. Brakuje mi jej i to bardzo. Nagle przypomniało mi się, że mój przyjaciel wyjechał jakieś dwa lata temu do L.A. Może spróbuje go znaleźć? Chociaż nie wiem czy to w ogóle możliwe. Los Angeles jest wielkie, a on pewnie nawet nie będzie mnie pamiętał. Chociaż, kto wie? Dopiłam kawę do końca i poszłam na górę. Wzięłam prysznic, później nałożyłam lekki makijaż i poszłam się ubrać. Założyłam białe spodenki i białą bokserkę z logiem Aerosmith. Właśnie, a propos Aerosmith miałam zadzwonić do Perry’iego. Z Kate mam się spotkać dopiero jutro, więc dzisiejszy dzień mam wolny. Wykręciłam numer z małej karteczki, którą dał mi gitarzysta. Już po kilku sygnałach usłyszałam znajomy głos.
-Halo.
-Cześć. Mówi Michelle.
-Oo cześć. Co tam?
-W porządku a co u ciebie?
-Ok. Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Właściwie to nie mam żadnych planów. Czemu pytasz?
-Dzisiaj z chłopakami po próbie idziemy do baru. Może pójdziesz z nami?
-Chętnie. To o której się spotkamy i gdzie?
-Może być w Roxy tak o 20:00?
-Jasne.
-To do zobaczenia.
-Na razie.
Spojrzałam na zegarek , była 12:10. Muszę zrobić zakupy, więc wybiorę się na spacer w poszukiwaniu sklepu. Założyłam conversy i wyszłam z domu. Szłam mniej więcej pół godziny, aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Był to dość duży market. Weszłam do środka i szybko kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy. Później wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy i włączyłam radio. Przy dźwiękach „After All” Black Sababth gotowałam sobie śniadanie, a właściwie to obiad. Szybko zjadłam przygotowane wcześniej danie. Postanowiłam zadzwonić do Alex. Wykręciłam tak dobrze znany mi numer i już po chwili usłyszałam przyjazny głos mojej przyjaciółki.
-Halo.
-Hej, tu Michelle.
-Michi, co tam u ciebie? Martwiłam się. Miałaś zadzwonić jak tylko będziesz na miejscu.
-Tak wiem. Przepraszam, ale tak jakoś wyszło. No wiesz miałam sporo na głowie.
-No nieważne opowiadaj jak tam?
-Udało mi się znaleźć niedrogie mieszkanie i nieźle płatna pracę, więc nie jest tak źle.
-Ooo, a gdzie pracujesz?
-W barze „Roxy”, jestem tam kelnerką.
-To dobrze. Czyli nie jest tak źle?
-Nie, nie jest.
-No ale opowiadaj od początku. – I zaczęłam opowieść o całym moim dotychczasowym pobycie w L.A. Gdy skończyłam Alex powiedziała:
-Nie mogę uwierzyć że poznałaś Joe’a Perryego. Ty to masz farta. Muszę już kończyć, bo zaraz mam zajęcia.
-No tak przecież chodzisz do szkoły muzycznej. Zupełnie zapomniałam.
-A ty zawsze będziesz robić sobie z tego żarty prawda?
-Tak, bo nie rozumiem po co Ci ta szkoła muzyczna. Uczysz się grac na gitarze, mimo, że już umiesz na niej grać.
-Musze już lecieć, bo się spóźnię, więc podyskutujemy o tym kiedy indziej. Zadzwoń niedługo.
-Obiecuję. Na razie.
-Na razie.
Rozłączyłam się z moja przyjaciółką i poszłam na górę pograć.

Rozdzial 6 "Somebody To Love"

Po chwili po drugiej stronie usłyszałam radosny głos Kate:
-Halo?
-Cześć. Tu Michelle.
-Cześć Michelle. Co tam?
-W porządku, a co u ciebie?
-Ok.
-Może wpadłabyś dzisiaj do mnie? Co Ty na to?
-Jasne, chętnie. A o której?
-O której Ci pasuje, ja mam cały dzień wolny, wiec mi to jest obojętne.
-To tak na trzecią będę. Ok.?
-Ok.
-To na razie.
-Do zobaczenia.
Dobra czyli mam jeszcze dwie godziny. Weszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kawy, włączyłam radio i wstawiłam wodę. Sięgnęłam do szafki po kawę, ale okazało się, że jej tam nie ma. Wypadałoby zrobić jakieś zakupy. Narzuciłam na siebie kurtkę i założyłam trampki. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Ruszyłam w kierunku tego samego sklepu co ostatnio. Dość szybko dotarłam na miejsce. Kupiłam jakieś ciastka, czekoladę, kawę, herbatę i kilka innych rzeczy, które po drodze wpadły mi w ręce. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Gdy szłam z powrotem zobaczyłam sklep monopolowy i postanowiłam kupić też jakiś alkohol. Kupiłam dwie butelki Danielsa i cztery Nightrainy oraz paczkę czerwonych Marlboro. Ledwo się z tym wszystkim zabrałam. Miałam w rękach cztery dość ciężkie reklamówki. Kiedy szłam ulicą natknęłam się na basistę Gunsów.
-Cześć. – Powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć. – Odparłam i również się uśmiechnęłam.
-Co tam?
-A dobrze. A co u ciebie? – Zapytałam. Czułam jak zaraz dosłownie urwą mi się ręce.
-Nieźle. Widzę, że wracasz z jakichś większych zakupów.
-Tak, zgadza się.
-Daj pomogę Ci. – Powiedział i wyciągnął rękę, żeby wziąć ode mnie reklamówkę.
-Nie, nie trzeba. Poradzę sobie.
-Dawaj. – Powiedział trochę surowszym tonem, jednak cały czas się uśmiechając. Oddałam mu jedną reklamówkę. Po krótkiej kłótni, o to czy sobie poradzę czy nie, oddałam mu drugą reklamówkę, a później trzecią. W końcu została mi do niesienia jedna niewielka, lekka torba. Podczas gdy mój towarzysz był obładowany moimi zakupami. Po jakichś trzydziestu minutach dotarliśmy do mieszkania. Otworzyłam drzwi, przepuściłam w nich chłopaka i powiedziałam żeby zaniósł zakupy do kuchni. Posłusznie wykonał moją prośbę. Zdjęłam kurtkę, buty i już po chwili byłam w kuchni razem z basistą.
-A tak w ogóle to jestem Duff. – Powiedział po chwili blondyn.
-Michelle. – Odpowiedziałam uśmiechając się.
-Chcesz się czegoś napić? – Spytałam.
-Może wody.
-Jasne. – Nalałam wody do szklanki  i podałam Duffowi.
-Dzięki. – Włączyłam radio i zaczęłam chować wszystkie zakupy do szafek. Następnie zrobiłam sobie moją wymarzoną kawę i usiadłam obok chłopaka.
-Grasz jeszcze na czymś oprócz basu? – Zapytałam żeby przerwać ciszę.
-Na perkusji. A Ty grasz na czymś oprócz gitary?
-Na basie i pianinie, kiedyś uczyłam się grac na perkusji, ale raczej kiepsko mi to szło i dałam sobie spokój.
-Ooo to trochę tego jest.
-Lubię grać, to mnie uspokaja. Moi rodzice zawsze mnie wspierali w tym co robiłam, więc nauka sprawiała mi przyjemność.
-To zupełnie inaczej niż moi. Gdzie mieszkałaś wcześniej?
-W Kansas.
-Twoi rodzice puścili Cię samą do L.A.? Nie martwią się o swoją córeczkę? – Zaśmiał się a ja na samo wspomnienie o rodzicach posmutniałam.
-Nie żyją. – Powiedziałam smutno.
-O. Przepraszam, ja... nie wiedziałem...
-Nie ma sprawy. Jakich zespołów lubisz słuchać? – Szybko zmieniłam temat, za co Duff posłał mi wdzięczne spojrzenie. Zaczęliśmy gadać o muzyce, później Duff zaczął opowiadać mi o zespole, jak się poznali i w ogóle gadaliśmy od dobrej godziny i rozmowa zaczęła robić się bardziej prywatna. Polubiłam go i to bardzo. W pewnym momencie spojrzałam prosto w jego oczy i na chwilę zatonęłam w jego pięknych niebieskich tęczówkach tracąc kontakt z rzeczywistością.
Słuchając w skupieniu jego cudownego głosu, zapamiętywałam każde jego słowo. Siedziałam i gapiłam się na niego, ale nie potrafiłam przestać. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego błękitnych oczu. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. I ... coś mi się przypomniało. Spojrzałam na zegarek było dziesięć po trzeciej.
-O kurwa. – Zerwałam się z miejsca.
-Zaraz wracam. – Powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Kate uśmiechniętą od ucha do ucha, ta dziewczyna chyba zawsze ma dobry humor.
-Cześć. – Przywitała mnie radosnym głosem blondwłosa. Miała na sobie czarną koszulkę i ciemne spodnie. W ręce trzymała butelkę Danielsa.
-Hej. – Powitałam ją z uśmiechem.
-Wejdź. – Powiedziałam i przepuściłam ją w drzwiach.
W korytarzu zdjęła buty i weszła do salonu. W tym samym momencie z kuchni wyszedł Duff.
-Widzę że przyszłam trochę za wcześnie. – Powiedziała z uśmiechem i znacząco na mnie popatrzyła. Ja natomiast zgromiłam ją wzrokiem, a Duff zaczął się śmiać.
-Kate to mój kolega Duff. Duff, Kate. – Powiedziałam pokazując raz na nią raz na niego i podkreślając słowo kolega.
-To ja już może będę leciał. Trochę się zasiedziałem. Mieliśmy mieć dzisiaj próbę, Axl mnie zabije. – Powiedział uśmiechając się i kierując w stronę drzwi. Poszłam za nim otworzyłam drzwi i pożegnałam się z nim. Już był na zewnątrz kiedy odwrócił się i powiedział:
-Robimy dzisiaj małą imprezę. Może wpadłabyś?
-Jasne. Chętnie. Tylko o której?
-Super. Może być na ósmą? 
-Pewnie.
-No to świetnie. Weź ze sobą Kate. – powiedział i uroczo się uśmiechnął.
-Ok. – również się uśmiechnęłam
-To do zobaczenia.
-Narazie.
Zamknęłam drzwi i poszłam do salonu. Kate siedziała na kanapie.
-Chcesz iść ze mną na imprezę? – Zapytałam.
-Pewnie. Na imprezę to ja zawsze chętnie. – Powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
-No to super. O ósmej. Pasuje?
-No jasne.
-Dobra to teraz mi powiedz kto to był. – powiedziała cały czas się uśmiechając.
Opowiedziałam jej cała historię. Później gadałyśmy o naszych ulubionych zespołach i ogólnie o muzyce. Dowiedziałam się że gra na gitarze. Bardzo dobrze nam się gadało, wypiłyśmy trochę Danielsa i zanim się obejrzałyśmy była już 7:40. Szybko pobiegłam na górę się przebrać. Później zeszłam na dół, wzięłam butelkę Jacka, założyłam trampki i razem z Kate ruszyłyśmy do domu naprzeciwko. 

Rozdzial 5 "Dream On"

         Zaraz potem usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi. Odłożyłam gitarę i już po chwili Otwierałam mojemu niezapowiedzianemu gościowi. Nie mogę powiedzieć, że nie zdziwiła mnie ta wizyta. Przede mną stał ten sam rudzielec co rano. Znowu zaczął się na mnie drzeć. Nie dawał mi nic powiedzieć. Wydzierał się tak dobre dziesięć minut. W pewnym momencie myślałam, że mi przypierdoli. Nagle znikąd zjawił się chłopak z czarnymi włosami, który wczoraj grał na gitarze. Zaczął uspokajać Axl’a, jak się okazało. Po kolejnych dziesięciu minutach rudzielec w końcu sobie poszedł, mamrocząc coś pod nosem.
-Sory za niego. Axl po prostu czasami ma takie humorki.
-Nie, nic się nie stało. Tak w ogóle to jestem Michelle.- powiedziałam i wyciągając do niego rękę uśmiechnęłam się szeroko.
-Izzy.- uścisnął moją dłoń i odwzajemnił uśmiech.
-Może w ramach przeprosin przyszłabyś dzisiaj do nas, robimy taką małą imprezę.
-Chętnie, ale niestety jestem już z kimś umówiona na dzisiaj. Poza tym nie wiem czy to byłby dobry pomysł. Następnym razem może polać się krew.- powiedziałam i popatrzyłam w stronę ich mieszkania, a następnie przenosząc wzrok z powrotem na chłopaka i uśmiechając się.
-Rozumiem, może kiedy indziej. A o Axl’a się nie martw, przejdzie mu.- powiedział i również się uśmiechnął
-Może wejdziesz, no chyba, że chcesz tak stać w drzwiach.
-Nie, nie chcę przeszkadzać.
-Nie będziesz przeszkadzał, wręcz przeciwnie. Dopiero co tu przyjechałam i prawie nikogo nie znam. Wchodź, jeśli chcesz oczywiście.
-W sumie to czemu nie.
Kiedy wszedł do środka zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku salonu, w którym już był Izzy.
-Siadaj.- powiedziałam i wskazałam na kanapę, a on posłusznie usiadł.
-Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki.
Usiadłam na jednym z foteli. Postanowiłam przerwać niezręczną ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu, więc wstałam i włączyłam radio. Akurat leciało „Highway To Hell” AC/DC.
-Widziałam wasz koncert w Roxy. Był niesamowity. Jesteście naprawdę świetni.- powiedziałam siadając na swoim miejscu.
-Dzięki, a tak w ogóle to całkiem nieźle grasz.
-Dzięki.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Zaczęliśmy rozmowę o wszystkim i o niczym. Dopiero kiedy temat zszedł na muzykę to trochę się rozkręciliśmy. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Przede mną stał basista Guns N’ Roses.
-Cześć. Jest może u ciebie Izzy?
-Tak jest. Wejdź.
Weszłam do środka, a za mną wszedł blondyn.
-Tu jesteś! A my Cię kurwa wszędzie szukamy!- krzyknął kiedy tylko zobaczył bruneta.
-Axl wymyślił sobie dzisiaj jebaną próbę.
-Dobra już idę. – to mówiąc wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Pożegnaliśmy się i chłopaki poszli do swojego mieszkania. Ja natomiast weszłam na piętro i ponownie wzięłam do rąk Gibsona. Przyciszyłam wzmacniacz i zaczęłam grać. Po kilku piosenkach usłyszałam muzykę z domu naprzeciwko. Postanowiłam posłuchać. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. W rękach trzymałam swój zeszyt, wzięłam ołówek i zaczęłam szkicować. Postanowiłam narysować ich występ w Roxy. Zaczęłam od Axl’a, później narysowałam Izzy’ego, a następnie drugiego gitarzystę, basistę i perkusistę. Cały czas wsłuchiwałam się w muzykę. Piosenki, które grali bardzo mi się podobały. Zrobiło mi się trochę zimno, więc weszłam do środka. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 16:30. Dokończyłam mój rysunek i poszłam na górę. Postanowiłam przygotować sobie jakieś ubrania na wieczór. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać moje ciuchy. Po jakichś 15 min. wybrałam czarne rurki i obcisłą błękitną bluzkę z dość dużym dekoltem. Następnie zeszłam na dół i zrobiłam sobie kolacje. Zjadłam i poszłam wziąć prysznic. Później wysuszyłam i wyczesałam włosy, postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania i zrobiłam lekki makijaż. Założyłam glany i ramoneskę. Była dopiero 18:20, więc mam jeszcze półtorej godziny. Postanowiłam nie spędzić tego czasu w domu. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam drzwi na klucz. Z kieszeni wyjęłam fajki i zapalniczkę, a następnie odpaliłam jednego papierosa. Szłam ulicami w znanym tylko sobie kierunku i myślałam o tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Chodziłam tak dość długo, aż w końcu oprzytomniałam i podeszłam do dziewczyny, która siedziała na schodach jakiegoś budynku i czytała książkę.
-Przepraszam. Wiesz może, która godzina?
-19:35. – O cholera za dwadzieścia pięć minut mam być w Roxy.
-Dzięki. – Powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam z powrotem.
Dość szybko dotarłam na miejsce, szczególnie, że po drodze trochę zabłądziłam. Weszłam do środka, przywitałam się z Jim’em i spojrzałam na zegar, który wisiał na jednej ze ścian pomieszczenia było dziesięć po dwudziestej, czyli jakoś bardzo się nie spóźniłam. Szybko omiotłam wzrokiem cały bar w poszukiwaniu Joe’ego. Zobaczyłam cały zespół siedzący przy stoliku w kącie pomieszczenia. Podeszłam do nich szybkim krokiem.
-Cześć. Przepraszam za spóźnienie. – Przywitałam Joe’ego.
-Cześć. – Powiedział wstając ze swojego miejsca. Następnie przedstawił mnie reszcie zespołu. Przywitałam się ze wszystkimi.
-Czego się napijesz? – Zapytał Joe.
-Danielsa. – Odpowiedziałam a On zapytał o to samo resztę i poszedł do baru po nasze zamówienia.
Po chwili wrócił z naszymi drinkami. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się tak jakbyśmy znali się latami. Siedzieliśmy dość długo, właściwie to bardzo długo. Kiedy zaczęliśmy zbierać się do domu była druga nad ranem. Wyszliśmy z baru wszyscy razem. Chłopaki mieszkali właściwie po drugiej stronie miasta, więc musiałam wracać do domu sama. Szczerze powiedziawszy nie uśmiechało mi się wracać o drugiej w nocy samej do domu, ulicami L.A. ale cóż... Pożegnałam się z zespołem i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku jak oni. Po chwili usłyszałam głos Perry’ego
-Michelle, Zaczekaj! – Zatrzymałam się i odwróciłam w stronę Joe’ego
-Może odprowadzę Cię do domu? Lepiej żebyś nie szła sama. – Uśmiechnął się do mnie.
-Jasne, czemu nie. Jeśli chcesz. – Również się do niego uśmiechnęłam.
Zaczęliśmy iść w stronę mojego domu rozmawiając i żartując. Po jakichś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Izzy miał racje, faktycznie to była mała impreza. Szczególnie jeśli przypomnę sobie tą wczorajszą. Muzyka była głośna, ale ludzie, którzy przyszli dzisiaj mieścili się w ich domu.
-Wejdziesz? – Zapytałam Joe’ego kiedy byliśmy już pod samymi drzwiami mojego mieszkania.
-Nie dzięki, może innym razem. Trochę już późno, a Ty pewnie jesteś już zmęczona, więc... – Naprawdę byłam strasznie zmęczona, ale nie wiedziałam, że to aż tak widać.
-Ok. Dziękuję za miły wieczór, świetnie się bawiłam. – Powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Ja też świetnie się bawiłem. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo.
-Też mam taką nadzieję.
-Na razie.
-Pa.
Weszłam do domu i zdjęłam kurtkę oraz buty. Następnie poszłam na górę, przebrałam się w pidżamę, nie chciało mi się nawet umyć. Położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam.
Rano wstałam i pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie zmyłam resztki makijażu, włosy przeczesałam palcami i poszłam się ubrać. Założyłam białą bokserkę i szare szorty z wysokim stanem. Później zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Była 13:10, więc powinnam sobie raczej zrobić obiad, a nie śniadanie, no ale trudno. Miałam zadzwonić do Kate. Już po chwili stałam obok telefonu i wykręcałam numer do mojej koleżanki.

Rodzial 3 "Home Sweet Home"

                 Widzę przed sobą samego Joe’a Perry i zastanawiam się czy on tutaj jest naprawdę, czy po prostu przesadziłam z Daniels’em. Chyba jednak jest tutaj naprawdę. O kurwa!!! Mój największy idol stoi przede mną z zapalniczką i czeka aż coś zrobię, a ja siedzę jak ta ciota. W końcu się ogarnęłam i odpaliłam fajkę jego zapalniczką.
-Dzięki.- Powiedziałam i szczerze się do niego uśmiechnęłam.
-Jak masz na imię?
-Michelle.- Odpowiedziałam i podałam mu rękę.
-Joe. Miło poznać .- powiedział i uścisnął mi dłoń.
Usiadł na krześle obok i złożył zamówienie.
-Długo tutaj mieszkasz? Nie widziałem Cię tu nigdy wcześniej.-powiedział.
-Właściwie to dzisiaj przyjechałam.
-Naprawdę? A gdzie mieszkałaś wcześniej?
-W Kansas. – Odpowiedziałam z uśmiechem. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce i o swoich ulubionych kawałkach. Opowiedział mi też trochę o zespole. Właśnie spełniało się moje największe marzenie. Rozmawialiśmy już dłuższy czas, kiedy do naszej konwersacji wciął się nieźle najebany  Tyler:
-Tutaj jesteś, a My Cię wszędzie szukamy skurwysynie.
-O! Witam piękną panią. Steven jestem. Czy mógłbym poznać twoje imię?- Tutaj zwrócił się do mnie i uśmiechnął się.
-Michelle. – Odpowiedziałam z uśmiechem i podałam mu rękę, a on delikatnie ucałował wierzch mojej dłoni.
-Zajebiste imię dla zajebistej dziewczyny. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dobra chętnie bym jeszcze pogadał, ale musimy się zbierać. Na razie, mam nadzieję że
się jeszcze zobaczymy.- Powiedział, a potem szeroko się do mnie uśmiechnął i odszedł.
-Muszę już lecieć. Może wpadłabyś kiedyś do nas na próbę, albo dałabyś mi swój numer co?- Zapytał Joe.
-Chętnie jeszcze się z tobą zobaczę, ale na razie mieszkam w hotelu, więc...
-Jasne rozumiem. Masz może jakąś kartkę?
-Tak.- Odpowiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam z kieszeni spodni małą karteczkę, w sumie to nie wiem skąd ona się tam wzięła, no ale dobra. Joe wziął ode mnie karteczkę i napisał coś na niej. Skąd on w ogóle wytrzasnął długopis! Dobra z resztą nie ważne.
-Proszę.- Powiedział i podał mi kawałek papieru, na którym był jego numer.
-Dzięki.- Uśmiechnęłam się do niego.
-Nie ma za co. Zadzwoń jak będziesz miała chwilę. Na razie.- Także się do mnie uśmiechnął i zniknął w tłumie.
Dopiłam drinka, później pożegnałam się z Jim’em i wyszłam z baru. Od razu ruszyłam w stronę hotelu. Kiedy byłam na miejscu weszłam do mojego pokoju, przebrałam się w piżamę, na którą składała się za duża koszulka i damskie bokserki, a następnie padłam na łóżko i od razu zasnęłam wykończona dzisiejszym dniem.
Rano obudziły mnie promienie słońca, które wpadały przez nie zasłonięte okna. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju się ubrać. Założyłam czarne spodenki z ćwiekami na kieszeniach, białą bluzkę z logiem Aerosmith i czarne conversy. Jako, że nie jestem zwolenniczką tapety na twarzy, zrobiłam tylko lekki makijaż. Wyszłam na korytarz i uprzednio zamykając drzwi na klucz zeszłam do restauracji. Nie byłam głodna, więc wzięłam tylko kawę. Szybko ją wypiłam i wyszłam z budynku. Szłam zatłoczonymi ulicami Los Angeles i paliłam fajkę. Dotarłam do jakiegoś parku, chwilę chodziłam krętymi alejkami, a później usiadłam na ławce i patrzyłam na dzieci bawiące się na placu zabaw. Zaczęłam wspominać czasy kiedy byłam dzieckiem. Pamiętam jak chodziłam z rodzicami do parku, na samo to wspomnienie mimowolnie się uśmiechnęłam. Kiedy miałam dziesięć lat dostałam od taty na urodziny swoją pierwszą gitarę. Nauczył mnie na niej grać. To On zapoczątkował moje zafascynowanie rockiem. W ogóle miałam z nim zawsze dobry kontakt, dużo lepszy niż z mamą... Moje rozmyślania przerwała piłka, która upadła na ławkę zaraz obok miejsca, w którym siedziałam. Odrzuciłam ją w stronę grupki dzieci, które bawiły się niedaleko, a następnie wstałam i poszłam dalej. Po jakichś piętnastu minutach, znalazłam się na ulicy Sunset Strip. Nagle mój wzrok padł na tabliczkę, na której widniał duży napis „FOR SALE”. Spojrzałam w stronę domu, przed który stała ta oto tabliczka, był on dość duży i miał dwa piętra. Czerwona dachówka ładnie komponowała się z jasnymi ścianami budynku. Duże okna z ciemnymi framugami i ciemne drzwi z niewielką szybką po środku bardzo mi się podobały. Na podjeździe stał granatowy samochód. Cały dom był ogrodzony średniej wysokości płotem. Postanowiłam zapytać o cenę mieszkania. Szybkim krokiem przeszłam dystans dzielący mnie od drzwi budynku, a następnie zadzwoniłam dzwonkiem. Już po chwili stała w nich około czterdziestoletnia kobieta. Miała jasne krótkie włosy i przyjazną twarz. Była trochę wyższa ode mnie, ubrana w jeansy i luźną koszulkę.
         -Tak?
         -Witam. Ja w sprawię kupna domu.- Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
-A tak, wejdź.- Również się do mnie uśmiechnęła i przepuściła mnie w drzwiach. Przeszłam przez mały korytarz , w którym znajdowała się niewielka szafa, kilka półek i spore lustro. Znalazłam się w dość dużym pomieszczeniu, jak się domyślam był to salon. Rozejrzałam się. Na ścianach była jasnożółta farba, a na podłodze piękny parkiet. Na środku pokoju stała jasna ława, kremowa kanapa i dwa fotele w tym samym kolorze. Przed sofą był telewizor. Po przeciwnej stronie znajdowała się niewielka szafka, na której stał adapter i barek. Poza tym było tam jeszcze kilka półek, zaraz obok drzwi znajdowały się schody na piętro. Całe pomieszczenie oświetlało duże okno, które można było zasłonić pięknymi, jasnymi zasłonami.
         -Proszę, siadaj.- Pokazała ręką na kanapę. Posłusznie usiadłam.
         -Napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję.- Posłałam jej słodki uśmiech, a ona usiadła na jednym z foteli. Kobieta miała na imię Jane. Omówiłyśmy wszystko związane z kupnem domu. Jak na dom takiej wielkości i tak zadbany był on bardzo tani. Wszystkie meble mogą tutaj zostać.
         -Chodź, pokażę Ci resztę pokoi.
Wstałam z mojego miejsca i poszłam za Jane. Obok schodów znajdowały się drzwi prowadzące do kuchni. Weszłyśmy do tego właśnie pomieszczenia. Nie było ono zbyt duże, ale mi zdecydowanie wystarczy. Podłoga była taka sama jak w salonie, natomiast ściany pokrywały bordowe płytki. Wszystkie szafki miały jasnobrązowy kolor, stała tam kuchenka, lodówka i ekspres do kawy oraz mikrofalówka. Po lewej stronie od wejścia znajdował się stół i sześć krzeseł, a na ścianie wisiał zegarek. Później poszłyśmy schodami na górę. Weszłyśmy do pierwszego pomieszczenia po prawej, który okazał się całkiem sporą łazienką. Ściany były wyłożone beżowymi, a podłoga brązowymi kafelkami. Stał tam prysznic, sedes, kilka jasnych szafek, cztery półki i umywalka nad, którą wisiało lustro. Następnie weszłyśmy do kolejnego pomieszczenia, którym była sypialnia. Zdecydowanie mi się nie podobała, wszystko było jasne. Ściany, podłoga, szafa, łóżko, zasłony i pościel, właściwie niczego więcej tam nie było. Kolejny pokój i kolejna sypialnia. Tym razem idealnie trafiona w mój gust. Jasnobrązowy dywan w ciemne wzorki od razu mi się spodobał. Na ścianach była ładna, jasnożółta farba. Po prawej stronie stało ciemne, dwuosobowe łóżko nakryte kolorową narzutą. Leżało na nim pięć poduszek, każda w innym kolorze. Po obu stronach były niewielkie, ciemne szafki, na których stały małe lampki. Po lewej stronie niedaleko drzwi znajdowała się duża, ciemna szafa. Sporych rozmiarów okno ozdobione niebieskimi zasłonami dawało dużo światła, więc pokój był ładnie oświetlony. Na parapecie stało kilka roślinek. Muszę przyznać, że ten pokój był zajebisty. Już wiedziałam, że to będzie moja sypialnia. Następnym pomieszczeniem była kolejna sypialnia, ale ta była dość mała. Na podłodze był parkiet, a na ścianach jasna tapeta. W kącie stało jasne, jednoosobowe łóżko i mała szafka. Po drugiej stronie była szafa i niewielka komoda i tyle. Później weszłyśmy do kolejnej łazienki, która wyglądała prawie tak samo jak tamta, z tym, że była trochę mniejsza. Następny pokój to było coś na kształt gabinetu. Podłogę pokrywał parkiet, a ściany jasna boazeria. Znajdowało się tam ciemne biurko i kilka szafek na książki, a także kilka półek.
Zeszłyśmy z powrotem na dół. Cały czas ciekawiła mnie cena domu, była zdecydowanie za niska.
-Czemu dom jest tak tani? Przecież jest duży, zadbany, jest już umeblowany, wszystko tutaj zostaje. Na pewno wart jest dużo więcej.
            -Właśnie miałam o tym mówić. Musiałam opuścić cenę, przez sąsiadów. W domu naprzeciwko mieszka grupka chłopaków, którzy często imprezują. Wyprowadziłam się właśnie przez hałasy, przez które nie mogłam spać w nocy. Nie zdziwię się jeśli teraz zrezygnujesz. - powiedziała.
         -Myślę, że jakoś dam radę, podoba mi się ten dom, mam stąd niedaleko do pracy, a poza tym nie cierpię mieszkać w hotelach. - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
         -Cieszę się, że jednak się zdecydowałaś, już dosyć długo próbuję sprzedać ten dom. - odpowiedziała i również się uśmiechnęła.
Jane powiedziała, że wszystkie jej rzeczy zostały już stąd zabrane, więc mogę się wprowadzić nawet dzisiaj. Tak też postanowiłam zrobić. Szybko wróciłam się do hotelu. Zabrałam wszystko z pokoju, zeszłam na dół i oddałam klucze. Później poszłam w kierunku mojego nowego domu. Zapłaciłam Jane za mieszkanie. Uprzedziła mnie, że trzeba jeszcze dopełnić jakieś formalności i niedługo się do mnie odezwie w tej sprawie.
        -Proszę, gdyby coś było nie tak to zadzwoń.- Powiedziała i podała mi karteczkę, na której był numer telefonu.
         -Dziękuję. 
         -A oto kluczę do twojego nowego domu.- Podała mi kluczę i uśmiechnęła się szeroko.
         -Jeszcze raz bardzo dziękuję, do widzenia.
         -Do widzenia.
   Kiedy Jane wyszła jeszcze raz zwiedziłam cały dom. Była 15:45, a w Roxy mam być dopiero na 21:00, więc mam jeszcze dużo czasu. Postanowiłam się rozpakować. Wszystkie ubrania schowałam do szafy w moim nowym pokoju. W rogu pomieszczenia postawiłam akustyka, a Les Paula i bas zaniosłam do „gabinetu”, razem z albumem, który położyłam na biurku. Po opróżnieniu wszystkich bagaży postanowiłam pozwiedzać okolice. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam na małą wycieczkę krajoznawczą. Dopiero teraz zobaczyłam budynek, który stał po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciwko mojego domu. Nie wiem czy można to było nazwać mieszkaniem, było to raczej coś na kształt garażu. Dookoła było pełno butelek i różnych innych śmieci. Nawet po budynku i jego podwórku można było wywnioskować, ze ktokolwiek tam mieszka naprawdę często imprezuje. Z środka dało się słyszeć podniesione głosy. Postanowiłam nie wnikać w to co dzieje się w budynku i ruszyłam dalej. Po przejściu dwóch kroków usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a następnie mocne trzaśnięcie. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć kto właśnie wyszedł z tej jakże pięknej posesji. Moje oczy ujrzały w chuj wysokiego blondyna, ubranego w skórzane spodnie i szarą bluzkę. Wyglądał na nieźle wkurwionego. Ruszyłam dalej w przeciwną stronę niż blondyn. Po pewnym czasie doszłam pod niezbyt duży budynek, w którym znajdował się sklep muzyczny. Zadowolona weszłam do środka. Postanowiłam kupić wzmacniacz do mojego kochanego Les Paula. W wyborze dobrego sprzętu pomogła mi miła dziewczyna w moim wieku. Ja nie mam samochodu, a raczej nie dotacham całkiem sporego wzmacniacza do mojego domu. Umówiłyśmy się więc, że Kate, bo tak miała na imię dziewczyna, przywiezie mi wzmacniacz. Zapłaciłam za mój zakup, podziękowałam i pożegnałam się z nią. Polubiłam ją, wydawała się bardzo miła. No i słuchałyśmy podobnej muzyki co z łatwością można było dostrzec przez jej koszulkę z logiem Aerosmith, którą miała na sobie. Wróciłam do domu, weszłam do kuchni i spojrzałam na zegarek. Była 18:00, więc postanowiłam zacząć się szykować. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w czarną koszulkę z nadrukami i ciemne rurki. Później nałożyłam jasny cień na powieki, rzęsy pomalowałam tuszem, a usta jasnym błyszczykiem. Rozczesałam włosy i zbiegłam na dół. Zrobiłam sobie kanapki i zjadłam je. Założyłam glany i skórzaną kurtkę. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę Roxy.