sobota, 30 kwietnia 2016

Prolog "All Alone I Fall To Pieces"

Moje drugie opowiadanie, nosi tytuł "Hard Life". 



Szła polną drogą. Sama nie wiedziała dokąd idzie, po prostu szła przed siebie. Lewą dłoń przyciskała do prawego przedramienia, a spod jej palców wypływała krew. Rude włosy przyklejały się do jej mokrych od łez policzków. W pewnym momencie zatrzymała się i usiadła na ziemi. Plecami oparła się o wielkie, rozłożyste drzewo i spojrzała w niebo. Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Wspomnienia sprzed kilku godzin nie dawały jej spokoju... To znów się działo. Historia się powtarzała. Kolejny raz. Po raz setny przeżywała to samo, a jednak wciąż bolało. Za każdym razem boli jeszcze bardziej. Zawsze myślała, że do bólu można się przyzwyczaić, cóż... tej nocy doszła do wniosku, że jednak nie można. To działo się codziennie. On zawsze znalazł wymówkę żeby ją zwyzywać i pobić, a ona nic z tym nie robiła. Przyjmowała każdy cios, każde wyzwisko. Dlaczego? Po prostu się bała. Nie miała dokąd pójść. Nie miała nikogo, prócz swojej przyjaciółki Amy. Jej ojciec zostawił ją i jej matkę zaraz po jej narodzinach. Jej mama znalazła sobie nowego faceta i było fajnie. Oczywiście wszystko, co dobre szybko się kończy, kiedy miała jedenaście lat jej matka zmarła, a później było tylko gorzej. Prócz ojczyma nie miała nikogo, żadnej rodziny. A on traktował ją jak służącą. W jego przekonaniu była ona tylko i wyłącznie od sprzątania i gotowania. Za to on całymi dniami siedział na kanapie przed telewizorem i pił piwo. Kolejną atrakcją w jej domu były ciągłe kłótnie. Wiecznie znalazł jakiś błąd w tym, co robiła. Czasami zaczynał się wydzierać na biedną dziewczynę bez większego powodu, dla samego wyładowania emocji. Bardzo często ją bił. Właściwie to zawsze, kiedy się wkurzył musiał dać jej w twarz. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Zdarzało się, że nie kończyło się na samym biciu. Czasami ją gwałcił. Wiedziała, że mogłaby pójść do Amy, wyżalić się. Była pewna, że dziewczyna by ją wysłuchała i pomogła. Jednak nigdy tego nie zrobiła. Wiedziała, że wszędzie by ją znalazł. Nie pozwoliłaby skrzywdzić przyjaciółki, nie pozwoliłaby, aby coś jej się stało, a on był nieprzewidywalny, sama przekonała się o tym wiele razy. Właśnie dlatego Amy o niczym nie miała pojęcia. Często pytała, co się stało, gdy widziała u dziewczyny jakieś rany, czy siniaki. Jednak nigdy nie otrzymała odpowiedzi.
   Do jej oczu napływało coraz więcej łez. Starała się powstrzymać płacz i uspokoić oddech, ale nie mogła. Nie potrafiła. Oparła głowę o pień drzewa i zamknęła oczy. W końcu udało jej się opanować. Z ręki przestała lecieć jej krew, a z oczu łzy. Oddech uspokoił się. Przez krótki czas siedziała jeszcze i patrzyła w gwiazdy jednak po chwili zasnęła wyczerpana.
   Obudziły ją promienie słońca, które niedawno wzeszło nad horyzont. Po nocy przespanej pod drzewem i po wczorajszym zajściu była strasznie obolała. Z trudem wstała z ziemi i ruszyła w kierunku domu. Po chwili usłyszała czyjeś roześmiane głosy. Kiedy przeszła jeszcze kawałek zobaczyła grupkę chłopaków z jej szkoły. Nie zauważyli jej i dalej rozmawiali. Miała na sobie podartą, zakrwawioną koszulkę i krótkie spodenki w równie kiepskim stanie. Włosy brudne, poplątane i posklejane krwią, a rękę rozciętą i całą w zaschniętej już krwi. Oczy mocno podkrążone i kilka siniaków, więc gdy tylko ich spostrzegła od razu skręciła. Nie chciała żeby ktoś ją teraz zobaczył, a już na pewno nie oni. Już i tak miała ich dość, gdyby jeszcze zauważyli ją w takim stanie ciągle słyszałaby jakieś docinki z ich strony. Nie dali by jej spokoju. Szczególnie ten wredny, chamski rudzielec.
Przez to, że skręciła musiała iść na około, więc do domu dotarła dopiero po prawie godzinie marszu. Ku jej zdziwieniu mieszkanie było puste. Spodziewała się kolejnej awantury, a tu taka miła niespodzianka. Zastanawiała się dokąd mógł pójść jej „kochany” tatuś, a właściwie to ojczym. Poszła do łazienki i wzięła długi, gorący prysznic. Dokładnie umyła włosy i zmyła z siebie krew. Nucąc pod nosem poszła do swojego pokoju opatrzyła ranę na ręce i przebrała się. Ubrała na siebie jeansy i białą koszulkę. Włosy zostawiła rozpuszczone żeby szybciej wyschły. Zeszła na dół do kuchni i zajrzała do lodówki. Jak zwykle była zupełnie pusta. No jasne, niby kto miałby zrobić zakupy. Chciała przejść się do sklepu i kupić coś do jedzenia jednak zorientowała, się, że nie ma przecież żadnych pieniędzy. Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz będzie głodować. Często tak jest, przecież dla jej ojczyma ważniejsze jest piwo, co tam jedzenie, grunt, że będzie się, czego napić. Wyciągnęła więc jedyne, co było w lodówce, czyli... butelkę piwa. Założyła znoszone brudne trampki, wzięła kurtkę i wraz ze swoim ,,obiadem” ruszyła do swojej przyjaciółki.

środa, 27 kwietnia 2016

Rozdzial 8 "Let Me Make It Alright"

 Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszliśmy do środka. Poszliśmy do kuchni, chłopaki usiedli przy stole, a ja zajrzałam do lodówki i zastanawiałam się co zrobić na obiad. W końcu wymyśliłam smażone udka z kurczaka z ziemniakami. Na początku powiedziałam żeby łaskawie podnieśli swoje dupy i mi pomogli, ale w krótkim czasie przekonałam się że był to błąd i wygoniłam ich z kuchni. Usiedli przed telewizorem i oglądali jakieś durne programy. Kiedy zawołałam ich na obiad, pojawili się w kuchni w ułamku sekundy, musieli być cholernie głodni. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Kiedy chłopaki wszystko już pochłonęli, podziękowali i nawet zaproponowali, że posprzątają, co naprawdę cholernie mnie zaskoczyło. Spodziewałam się raczej, że wstaną i walną się z powrotem na kanapę przed telewizorem. Pozmywali naczynia, a ja zrobiłam nam kawę. Później wspólnie usiedliśmy w salonie, żartując i śmiejąc się z poprzedniego wieczoru. Naprawdę fajnie spędziłam czas. Pomimo mojej nieśmiałości czułam się przy nich swobodnie, co bardzo mnie dziwiło, polubiłam ich. Później chłopaki stwierdzili, ze muszą już iść, więc pożegnali się i poszli do domu, a ja sprzątnęłam kubki po kawie i poszłam na górę. Wzięłam książkę i położyłam się na łóżku, zatapiając się w lekturze.
   Oderwałam się od książki dopiero kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam godzinę 17:45. Wstałam z łóżka i idąc w kierunku drzwi zastanawiałam się kto postanowił mnie odwiedzić. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Axla, dosyć zaskoczona tą wizytą przywitałam się:
-Hej.
-Hej. - powiedział tylko tyle, był zamyślony i lekko przygnębiony. Zdecydowanie coś było nie tak.
-Nie powiem, że mnie nie zaskoczyłeś. Co Cię do mnie sprowadza?
-Nic. Po prostu postanowiłem cie odwiedzić, nie wolno?
-Nie, no wolno, po prostu mnie tym zaskoczyłeś.
-Mogę sobie iść jeśli chcesz.
-Nie, nie. - powiedziałam kręcąc głową, po czym dodałam:
-Wejdziesz do środka, czy wolisz tu stać?
-A może poszłabyś ze mną na spacer? Nie bardzo mam ochotę siedzieć w domu.
-Pewnie, czemu nie? Tylko chciałabym się przebrać. Wejdź. - powiedziałam pokazując ręką, aby wszedł do środka. Minął mnie a ja zamknęłam drzwi. Kiedy weszłam do salonu chłopak siedział na fotelu i gapił się w ścianę. Ciekawe czy dowiem się co się stało? Poszłam na górę, otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czarną bluzkę z logiem Led Zeppelin i szare rurki. Zrobiłam lekki makijaż i zbiegłam na dół. Wzięłam torbę, do której wpakowałam kluczę do domu i portfel, które leżały na blacie w kuchni. Założyłam katanę i trampki, po czym wróciłam do salonu.
-Możemy iść. - powiedziałam do Axla, a on tylko kiwnął głową, wstał z kanapy i poszedł w kierunku wyjścia. Ruszyłam za nim, zamknęłam drzwi na klucz i zwróciłam się do rudowłosego, który już szedł powoli w kierunku furtki:
-To dokąd idziemy? - zapytałam, a on w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Miał na sobie szarą koszulkę z jakimś napisem, jeansy i czarną skórzaną kurtkę, a nogach kowbojki. Ręce cały czas trzymał wciśnięte w kieszenie spodni, a jego wzrok wbity był w ziemie. Ruszyliśmy powolnym kokiem przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść, nadal nie znałam tego miasta, więc szłam pół kroku za Axlem, nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi i miałam wrażenie, że on tez nie wie, że po prostu idzie przed siebie pogrążony we własnych myślach. Ja też zaczęłam rozmyślać o wydarzeniach ostatnich dni. Wiele się ostatnio zdarzyło w moim życiu. Nie jest mi łatwo z tym wszystkim, ale myślę że dam sobie radę, muszę dać radę. Nie mam wyboru. Życie jest brutalne, nikt nie zapytał mnie czy podoba mi się taka, a nie inna wersja przyszłości. Czas tak szybko leci, wszystko dzieje się w zawrotnym tempie. Ludzie wciąż przychodzą i odchodzą, na zawsze zostawiając swój odcisk w nas, w naszej pamięci, osobowości. Zadziwiające jak bardzo ludzie się od siebie różnią, a równocześnie są tak podobni. Wszyscy jesteśmy inni, a jednocześnie tacy sami.
   Szliśmy tak już dosyć długo, w milczeniu, żadne nie odezwało się słowem, żadne nie wiedziało dokąd tak naprawdę idziemy. Nagle pogoda się popsuła, słońce zaszło za chmury, zaczął wiać chłodny wiatr. Zapowiadało się na deszcz. Gdy przechodziliśmy obok placu zabaw, który z powodu pogody był zupełnie pusty pociągnęłam Axla za rękaw w stronę huśtawek. Siadłam na jednej i zaczęłam się delikatnie bujać, od razu przypomniała mi się Alex, często chodziłyśmy na plac zabaw, gadając na huśtawkach, albo wygłupiając się, chłopak obojętnie usiadł na drugiej huśtawce, nadal patrząc w ziemie. W końcu postanowiłam zapytać:
-Co się stało? Jesteś taki przygnębiony i milczący. - chłopak nie odpowiedział, przeniósł swój wzrok z pisaku pod swoimi nogami na szare niebo.
-Odpowiesz mi? - nadal uporczywie milczał ignorując moje pytania.
-Co się stało? Mogłabym Ci jakoś pomóc? - zapytałam ponownie przypatrując mu się, jednak on nadal nie odezwał się ani słowem. Westchnęłam zrezygnowana i odwróciłam wzrok obserwując wiewiórkę wspinająca się po drzewie. Nagle poczułam krople deszczu na swojej twarzy.
-Wracajmy już zanim całkiem się rozpada. - powiedziałam wstając z huśtawki i stając naprzeciwko chłopaka. On tylko kiwnął głową, wstał i ruszyliśmy w stronę domu. Znów szliśmy w ciszy. Jego milczenie powoli zarzynało mnie drażnić, a ignorowanie moich pytań było zwyczajnie chamskie. Zastanawiałam się po co do mnie przyszedł, po co zapraszał mnie na spacer, skoro nie miał zamiaru się odezwać. Padało coraz bardziej.
  Kiedy odezwał się po raz pierwszy, całkiem mocno już lało i byliśmy dosyć przemoknięci. Zaproponował żebyśmy weszli do kawiarni obok której właśnie przechodziliśmy, żeby schronić się przed deszczem. Od razu się zgodziłam. Pomieszczenie było kolorowe, ale utrzymane w jasnych, pastelowych barwach. Ściany były beżowe, podłoga drewniana w białym kolorze. Pomieszczenie było niezbyt duże, było tam sześć kwadratowych, jasnożółtych stolików. Trzy czteroosobowe i trzy dwuosobowe. Krzesła były w odcieniu stolików, na każdym z nich leżała poduszka w kolorowe pasy. Serwetki również były różnobarwne.
   Jasnożółty bar stał naprzeciwko wejścia, nad barem wisiało menu, pod którym zawieszone było kilka kubków w rożnych kolorach, obok za szybą ustawione były przeróżne ciasta, ciasteczka i inne słodycze, za barem stał młody chłopak, mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Był blondynem o pięknych błękitnych oczach, ubranym w białą koszulę, czarne spodnie i jasno niebieski fartuszek zawiązany w pasie. Pomieszczenie było prawie puste, tylko przy jednym stoliku jeszcze ktoś siedział. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i spojrzeliśmy na menu. Po chwili podszedł do nas blondyn pytając czy może już przyjąć zamówienie.
-Kawę, czarną.
-Ja poproszę gorącą czekoladę z bitą śmietaną. - powiedziałam uśmiechając się do chłopaka. Kiedy odszedł wstałam i poszłam do łazienki. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam że wyglądam fatalnie. Byłam cała przemoknięta, ubranie przyklejało się do mnie, makijaż się rozmazał i spływał po moich policzkach, włosy przykleiły się do mojej szyi i pleców. Niestety nie mogłam nic z tym zrobić, więc tylko zmyłam makijaż z policzków kawałkiem papieru. Wyszłam z łazienki i wróciłam do stolika, kelner akurat podał nasze zamówienie. Usiadłam naprzeciwko Axla przypatrując mu się. Widziałam,że coś jest nie tak,jednak nie chciał mi powiedzieć co. Postanowiłam spróbować jeszcze raz.
-Co się stało? - zapytałam. Spojrzał na mnie smutnym wzorkiem.
-Ehh. Nie ważne. - westchnął i przeniósł wzrok na ścianę.
-Przyszedłeś do mnie i zaprosiłeś na spacer, żeby pomilczeć?
-No już nie ważne, to głupie. Nie powinienem był zawracać ci głowy.
-Mów co się stało, może uda mi się jakoś pomóc. - spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
-Pokłóciłem się z dziewczyną. - powiedział cicho.
-Mówiłem, że to głupie. - dodał po chwili. Nie patrzył na mnie, tylko w kubek stojący przed nim. Najwyraźniej było mu po prostu wstyd.
-Tego się nie spodziewałam, szczerze powiedziawszy. A o co poszło? - patrzył na mnie cały czas, a w jego oczach widziałam niepewność. Chyba był tez zdziwiony, że o to zapytałam. Chwilę się wahał, po czym zaczął mówić. Opowiedział mi całą historię od początku, czyli w gruncie rzeczy odkąd wrócili z Duffem do swojego domu, który wszyscy wspólnie ochrzcili „Hellhouse”. Tak w sumie, to poszło o mnie. Boże, ale ta dziewczyna jest zazdrosna, zrobiła wielki problem z krótkiej rozmowy. W końcu wczoraj nie gadaliśmy dużo... z tego co pamiętam.
-Porozmawiam z nią, w końcu to jakby przeze mnie się pokłóciliście - odezwałam się gdy skończył. Axl spojrzał na mnie trochę dziwnym wzrokiem, nie potrafię powiedzieć co nim wyraził.
-Powiem jej, że nie próbuje ukraść jej chłopaka, wyjaśnię wszystko. Myślę że zrozumie. Natomiast ty powinieneś przeprosić. W gruncie rzeczy nic złego nie zrobiłeś, ale kobiety lubią mieć rację, przepraszając pokażesz, że się myliłeś. Kup jej do tego jakiś prezent, kwiaty, czekoladki, czy coś co lubi. - teraz patrzył już na mnie z prawdziwym niedowierzaniem, chyba naprawdę nie wierzył, że będę chciała mu pomóc.
-Dziękuję. - powiedział po chwili i uśmiechnął się. Skończyliśmy kawę i poczekaliśmy aż przestanie padać, co wkrótce się stało. Następnie ruszyliśmy do domu, w dużo milszej i głośniejszej atmosferze.
   Kiedy byliśmy już pod moim mieszkaniem chłopak jeszcze raz mi podziękował i ruszył w stronę Hellhouse. Weszłam do domu i od razu poszłam zmienić przemoczone ubrania. Założyłam szare dresy i luźną białą bluzkę, włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, żeby szybciej wyschły. Siadłam przed telewizorem i latałam po kanałach, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Poszłam odebrać:
-Halo?
-Cześć Michelle. - w słuchawce rozbrzmiał tak dobrze znany mi głos.