czwartek, 17 listopada 2016

Jak usmierzyc bol?

        Obudził ją irytujący dźwięk budzika, wyjątkowo nie wstała przed dzwonkiem. Była punkt siódma rano, każdy poranek był taki sam. Wstała i ruszyła do łazienki. Wzięła prysznic, wyczesała długie brązowe włosy i upięła je w kok, zrobiła delikatny makijaż, po czym wróciła do pokoju. Otworzyła szafę i wybrała białą koszulę oraz czarną spódnice do połowy ud. Ubrała się, założyła długie, srebrne, eleganckie kolczyki, pierścionek tego samego koloru z niewielkim diamentem i okrągły, czarny wisiorek, z jasnym nordyckim napisem. Wisiorek był prezentem od narzeczonego i miała go na sobie codziennie, bez względu na to czy pasował do reszty ubioru.
    Dostała go z okazji ich pierwszej rocznicy. Przynosił mu szczęście przez wiele lat, a w tym wyjątkowym dniu wręczył jej go mówiąc: „Mi zawsze przynosił szczęście, a teraz chcę, żeby przynosił szczęście tobie, ponieważ twoje szczęście to jedyne czego pragnę.” Dwa lata później na niedługo przed planowanym ślubem zginął w wypadku samochodowym. Przeżyła wtedy wyjątkowo trudne chwile, odkąd tylko się poznali wiedzieli, że jest to prawdziwa miłość, że są sobie przeznaczeni. Nie mogła pozbierać się po tym zdarzeniu, cała rodzina i wszyscy przyjaciele chcieli pomóc, ale im bardziej się starali, tym gorzej ona się czuła. Całkowicie zamknęła się w sobie, przestała się odzywać, wychodzić z domu, później z pokoju, aż w końcu przestała jeść. Wylądowała w szpitalu, ale nie robiło jej to różnicy. Nie mogła bez niego żyć, nie wiedziała co dalej robić. Pewnego dnia nie wytrzymała, gdy wszyscy wyszli z domu, ona pierwszy raz od miesięcy wyszła z sypialni. Z kuchni, wzięła nóż, poszła do salonu, siadła na podłodze, przed oknem, plecami opierając się o sofę i podziwiając zielone drzewa i kolorowe kwiaty przyłożyła nóż do nadgarstka. Wspominając wspaniałe chwile, które razem spędzili przejechała ostrzem po bladej skórze. Poczuła ból po czym czerwona ciecz zaczęła spływać po jej ręce i wsiąkać w materiał bluzki, którą miała na sobie. Niedługo potem jej siostra wróciła do domu i zastała ją nieprzytomną w kałuży krwi. Wystraszona dziewczyna zadzwoniła na pogotowie, które natychmiast przyjechało. Mimo, że straciła wiele krwi lekarzom udało się ją uratować. Jednak jej to nie cieszyło. Po kolejnych trzech nieudanych próbach samobójczych poddała się. Postanowiła zmienić swoje dotychczasowe życie, wiedziała, że nie może już dłużej siedzieć samotnie w pokoju. Zaczęła od porządków. Wyrzuciła wszystkie rzeczy swojego narzeczonego i wszystkie pamiątki po nim, a tych było wiele. Przez ponad dwa lata byli zmuszeni żyć w związku na odległość i bardzo rzadko się widywali. Zatrzymywała więc wszystko co przypominało jej o tych sporadycznych spotkaniach. Nie był to łatwy związek, każde pożegnanie było okropnym przeżyciem. Kiedy się długo nie widzieli robiła się nerwowa, często wpadała w szał, ciągle się złościła, jej humor był niczym rollercoaster, a każdej nocy wylewała mnóstwo łez. Każde spotkanie było niesamowite i cudowne. Kiedy była z nim zapominała o wszystkich problemach i była najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak gdy przychodziło rozstanie, czuła jakby ktoś wyrywał jej serce z piersi. Pamiątki przywodziły jej na myśl szczęśliwe chwile które razem przeżyli, jednak teraz przypominały jej także, że już nigdy tego nie zazna, już nigdy nie będzie szczęśliwa. Te myśli sprawiały, że wszystkie wspomnienia stawały się niezwykle bolesne i wywoływały łzy w jej pięknych, zielonych oczach. Wyrzuciła więc wszystkie, prócz tego niezwykłego naszyjnika. Przeprowadziła się, zatrudniła w kancelarii prawnej i zaczęła nowe życie.
    Poszła do kuchni, zjadła śniadanie, założyła czarne szpilki, ciemny żakiet i wyszła z domu uprzednio zamykając drzwi. Zeszła na parking, wsiadła do czarnego jeepa i ruszyła. Nie lubiła swojej pracy. Żałowała zmarnowanych lat, które spędziła studiując prawo, na które nigdy nie chciała iść. Rodzice ją zmusili, wtedy nie wiedziała jeszcze, że każdy ma wybór i że to od niego zależy co zrobi ze swoim życiem. Wtedy nie wiedziała jeszcze wielu rzeczy. Teraz była już dużo starsza, poznała życie od strony, od której nikt nie chciałby go poznać. Po drodze wstąpiła do kawiarni i kupiła kawę, zatrzymała się przed dużym jasnym budynkiem. Po kilku latach pracy jako adwokat, pomimo wielu wygranych spraw, otworzyła własną kancelarię, zatrudniła kilku prawników i więcej nie stanęła na sali sądowej. Weszła do budynku i przywitała się z skrętarką, która ruszyła za nią do jej gabinetu mówiąc wszystkie ważne informacje. Siadła za biurkiem, podziękowała asystentce za wiadomości i zaczęła przeglądać dokumenty lezące na blacie...


niedziela, 23 października 2016

Rozdział 9 "What Could Have Been Love"

Jejku, dawno mnie tu nie było. Jednak wróciłam, chociaż pewnie nie na długo. Nowy rozdział Lovely Rose. Nareszcie. Chciałabym podziękować mojej koleżance za pomoc przy tym rozdziale.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia kiedy będzie kolejny rozdział. Proszę zostaw swoją opinię w komentarzu. :)


             -Cześć Joe. Co słychać? - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach. Fakt że poznałam Aerosmith i spędziłam z nimi wieczór, nadal był dla mnie dosyć abstrakcyjny i ciężko było mi w to uwierzyć. Tak jakby tamta noc była tylko snem.
     -Wszystko w porządku, a co u Ciebie?
     -Też wszystko dobrze.
     -Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
     -Nie, żadnych. Czemu pytasz?
     -Zastanawiałem się, czy dasz się zaprosić na kolację.
     -Chętnie. O której i gdzie?
     -Może o 20:00 w Perch, pasuje Ci?
     -Pewnie.
     -Super, przyjechać po Ciebie?
     -Nie, nie trzeba.
     -Na pewno?
     -Tak na pewno.
     -No dobrze, to do zobaczenia.
     -Cześć.
Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:25. Mam jeszcze sporo czasu. Postanowiłam zadzwonić do Kate. Wybrałam numer i po chwili usłyszałam radosny głos koleżanki:
     -Halo?
     -No cześć. Jak tam po imprezie? - zapytałam, a dziewczyna zaśmiała się.
     -Cześć Michelle. Dobrze, chociaż niewiele pamiętam, a ty jak się trzymasz?
     -Dobrze. Może wpadłabyś jutro?
     -Nie, niestety jutro nie mogę. Pojutrze mam cały dzień wolny, może tym razem ty wpadłabyś do mnie?
     -Jasne.
     -Super, to zadzwonię do Ciebie jeszcze jutro i umówimy się dokładnie, ok? 
     -Ok, to na razie.
     -Papa.
Nadal miałam dużo czasu, więc siadłam z powrotem przed telewizorem. Jednak nie znalazłam nic co byłoby warte oglądania, więc wyłączyłam gadające pudło i poszłam pograć na gitarze. Krótko przed siódmą wzięłam prysznic. Następnie zrobiłam niezbyt mocny makijaż i wybrałam ubrania. Zadzwoniłam po taksówkę, a następnie ubrałam czarną rozkloszowaną sukienkę, sięgająca połowy ud, na szerokich ramiączkach i czarne szpilki. Taryfa podjechała pod dom, a ja spakowałam kluczę, kilka przyborów do makijażu i portfel do małej czarnej torebki i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do auta, podałam nazwę restauracji, a samochód ruszył.
   Punkt ósma byłam na miejscu. Zostałam zaprowadzona do stolika, przy którym już czekał na mnie gitarzysta mojego ulubionego zespołu. Przywitał mnie z uśmiechem i skomplementował sukienkę w której byłam. Złożyliśmy zamówienia i zaczęliśmy rozmawiać.
     -Przepraszam, że tak późno Cię zaprosiłem, ale było dużo roboty z trasą.
     -Nic się nie stało, kiedy nie pracuje zazwyczaj nie mam nic ciekawego do roboty. - odpowiedziałam z uśmiechem.
     -Jedziecie w trasę?
     -Tak, wyjeżdżamy jutro...

sobota, 23 lipca 2016

Rozdzial 4 "Those scars on your wrists are the mark of the world"

        Obudziło ją dziwne uczucie. Otworzyła oczy i zobaczyła swojego ojczyma, który stojąc chwiejnie obok jej łóżka zdejmował jej spodnie. Przerażona próbowała uciekać, jednak przytrzymał ją, po czym usiadł na niej i rozerwał jej bluzkę. Zrzuciła go z siebie i znów próbowała uciec. Złapał ją i uderzył w twarz krzycząc najróżniejsze przekleństwa. Przewróciła się, poczuła krew spływającą jej po twarzy, a zaraz potem silny ból w brzuchu kiedy ją kopnął. Próbowała zasłaniajć się rękami, jednak nie było to łatwe. Po kilku kopnięciach, a następnie kilku sinych uderzaniach w twarz chwycił ją za włosy, podniósł do góry i rzucił na ścianę. Uderzyła w nią głową, po czym straciła przytomność.
  Kiedy otworzyła oczy poczuła silny ból. Bolała ją każda część ciała, była naga i leżała na podłodze. Łzy wypełniły jej oczy, a po chwili spływały po jej policzkach. Zanosiła się płaczem nadal leżąc na podłodze i nie mogąc się ruszyć przez paraliżujący ból. Po długim czasie uspokoiła się i spróbowała się podnieść. Kiedy tylko przeniosła ciężar ciała na lewą rękę, chcąc się podeprzeć, natychmiast z powrotem uderzyła o podłogę. Wystraszyła się, że ręka może być złamana, jednak kiedy ją obejrzała nie zauważyła nic szczególnego prócz kilku nowych siniaków. W końcu po długich zmaganiach udało jej się podnieść, powoli ruszyła w kierunku drzwi. Stanęła przed wejściem do pokoju i chwile nasłuchiwała, kiedy nie usłyszała żadnego dźwięku, stwierdziła że ojczym musiał gdzieś pójść. Otworzyła drzwi i powoli, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Cały czas trzymała się ściany bojąc się że się przewróci, a wiedziała, że nie będzie w stanie wstać po raz drugi. Kiedy udało jej się dotrzeć do toalety, weszła pod prysznic i włączyła wodę. Po gorącym prysznicu wyszła z łazienki nie chcąc nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Wiedziała, że wygląda teraz żałośnie. Wiedziała, że w takim stanie nie będzie mogła pokazać się nigdzie przez dłuższy czas, ponieważ makijaż tego nie przykryje. Wiedziała także że siedzenie cały czas w domu jest jeszcze gorszym wyjściem. Wróciła do pokoju zamknęła za sobą drzwi i nagle znów wybuchła płaczem osuwając się na podłogę. Siedziała tak płacząc przez chwilę, po czym wstała i podeszła do biurka. Otworzyła szufladę, wyciągnęła z niej małe pudełeczko. Usiadła na podłodze, plecami oparła się o łóżko, a z pudełka wyciągnęła jedną, lśniącą w świetle zachodzącego słońca, żyletkę. Przyłożyła ją do nadgarstka, wzięła głęboki oddech i przeciągnęła ostrze po delikatnej skórze. Poczuła ból, krew zaczęła spływać po jej ręce, a ona robiła kolejne nacięcia. Krew powoli skapywała na podłogę, było jej coraz więcej. Pomyślała, że czerwona ciecz tak pięknie wygląda na jej jasnej skórze. Czuła ból, ale także to cudowne poczucie ulgi. Dawno tego nie robiła. Dawno nie czuła tej ulgi. Brakowało jej tego, nawet bardzo. Tak wiele osób tego nie rozumie. Jak można samemu sobie robić taką krzywdę? Chyba ciężko to zrozumieć kiedy nigdy się tego ni robiła. W gruncie rzeczy to bardzo proste, nie chodzi o ranienie się, czy robienie sobie blizn. Chodzi właśnie o to uczucie ulgi, które pojawia się kiedy przecinasz skórę. Chodzi o ukaranie siebie za to co się dzieje w twoim życiu, nawet jeśli logicznie rzecz biorąc to nie jest twoja wina, za to kim jesteś, jak wyglądasz. Karzesz się za wszystkie złe rzeczy, które wydarzyły się w twoim życiu, za każdy popełniony błąd i czujesz ulgę, bo dałeś upust emocjom, które cie męczyły.
  Kiedy uznała, że nie poczuje się już lepiej wstała, wyrzuciła żyletkę i poszła do łazienki. Przemyła rany wodą i zabandażowała. Opatrzyła też rozwalony łuk brwiowy i kilka mniejszych ran. Wytarła łzy i wróciła do pokoju. Zmyła krew z podłogi i przebrała się. Założyła krótkie spodenki i luźną bluzkę z obrazkiem, który już dawno się sprał.
  Nagle usłyszała hałas na dole. Wrócił jej ojczym, słyszała jak przewraca wszystko na swojej drodze i jak wpada w ściany próbując iść. Wiedziała, że jest kompletnie pijany. Usłyszała, jak wchodzi na górę. Postanowiła zniknąć. Sięgnęła do szafy i wyciągnęła z niej plecak, który zawsze jest zapakowany. Spakowała jeszcze kilka dodatkowych rzeczy. Kroki i przeklinanie zbliżało się coraz bardziej. Założyła plecak po czym otworzyła okno i wyszła przez nie, złapała się parapetu i przeszła kawek w bok. Wyszła z wprawy, parapet wyślizgiwał jej się z rąk. Szybko złapała się rynny i zaczęła powoli schodzić w dół. Bała, się, że rynna nie wytrzyma. Kiedy była już pawie na końcu usłyszała hałas otwieranych drzwi i wiązankę przekleństw. Zeskoczyła i jak najszybciej pobiegła w stronę lasu...


środa, 6 lipca 2016

Uwaga!

Mam wielką prośbę do wszystkich którzy czytają mojego bloga. Proszę zostawiajcie komentarz. Inaczej nie wiem, czy ktokolwiek to czyta. Nie musi to być pozytywny komentarz, jeśli masz jakieś uwagi, uważasz, że coś przydałoby się zmienić, czy coś takiego, napisz komentarz, a ja postaram się coś z tym zrobić. Kiedy nie ma żadnych komentarzy, nie wiem czy mam w ogóle dalej pisać tego bloga.

A jeśli podoba Ci się to co tutaj piszę przepraszam, że rozdziały ukazują się tak rzadko, niestety ze względu na koniec roku szkolnego miałam sporo pracy, oraz dosyć poważne kłopoty zdrowotne. Postaram się wstawać rozdziały częściej. I proszę zostaw komentarz.

I życzę wszystkim, aby każdy dzień był słodki niczym tęcza. :)

Rozdzial 3 „All the drinkin’, and talkin’, and fakin’ it all”

Szli ulicą, Amy jak zwykle cały czas gadała, ale nikt jej nie słuchał. Pogrążeni we własnych myślach, we własnych marzeniach. Zatrzymali się przed monopolowym, a brunetka zebrała „zamówienia” przyjaciół, po czym ruszyła do sklepu. Kiedy wróciła zastała swoich znajomych, tak jak ich zostawiła. Ani dziewczyna, ani chłopak nie ruszyli się nawet o krok.
-Niesamowite! Obydwoje nadal żyjecie. – Zawołała Amy ze śmiechem, a po chwili dodała:
-Czyli jednak można was zostawić samych. Hej, co wy macie takie grobowe miny? Idziemy się bawić, a nie na pogrzeb. – Kiedy zobaczyła, że to nic nie dało dodała:
-Dobra, whatever. Idziemy?
-Ta – Odpowiedział Will. Jednak Angie nie odezwała się, cały czas stała i wpatrywała się w jeden punkt.
-Heeej. Żyjesz? – Przyjaciółka stanęła przed nią i pomachała jej ręką przed oczami. W tym momencie dziewczyna ocknęła się i powiedziała zdezorientowana:
-Co? Sory wyłączyłam się na chwilę.
-Idziemy?
-A, tak.
Jej znajomi ruszyli przed siebie, zaczęli rozmawiać, śmiali się, żartowali, a ona szła cicho za nimi, pogrążona we własnych myślach. Miała ochotę z kimś porozmawiać o tym wszystkim co dzieje się w jej życiu. Chciała wreszcie się komuś otworzyć, nie chciała żeby ktoś jej pomagał, czy współczuł. Po prostu pragnęła opowiedzieć komuś o sobie, o swoim życiu, o tym, co przechodzi. Zawsze była zamknięta w sobie, ale każdy czasami musi się wygadać. Już kilka razy chciała porozmawiać o tym z Amy, ale zawsze dochodziła do wniosku, że to zły pomysł, dziewczyna za bardzo by się tym przejęła, chciałaby coś z tym zrobić, a Angie nie chciała żeby coś się zmieniało. To znaczy oczywiście, że chciałaby, aby wszystko zmieniło się na lepsze, ale bała się, że mogłoby być jeszcze gorzej. Postanowiła, więc że nie powie brunetce, niestety z nikim innym właściwie nie rozmawiała. Kiedyś starała się myśleć pozytywnie, patrzeć na świat, choć trochę optymistycznie. Nigdy jej się to nie udało, a im dłużej jest w tym miejscu tym bardziej, dostrzega wady tego cholernego życia i coraz bardziej traci nadzieję na lepsze jutro. Próbowała znaleźć jakieś pozytywy swojego życia podążając za przyjaciółmi.
W pewnym momencie zatrzymali się w środku jakiegoś lasu, na zupełnym odludziu. Wszystkie budynki już dawno zostawili w tyle. Było ciemno, a księżyc i miliony gwiazd jasno świeciły na niebie. Jej przyjaciele usiedli na przewróconym drzewie, więc ona zrobiła to samo. Po chwili Amy zapytała:
-Coś ty dzisiaj taka zamyślona? W ogóle się nie odzywasz.
-Po prostu nie mam ochoty na rozmowy, może to jednak nie był dobry pomysł, żebym z wami poszła.
-Po pierwsze: to był bardzo dobry pomysł, bo może nareszcie was do siebie przekonam. Po drugie: Ty nigdy nie masz ochoty na rozmowy.

Nagle usłyszeli czyjeś kroki, a po chwili zza drzew wyłoniła się szara sylwetka...


piątek, 20 maja 2016

Rozdzial 2 "All We Do Is Fight"

    Wróciła do domu i zrobiła obiad. Jej ojczyma jeszcze nie było, więc mogła sobie w spokoju posiedzieć. Weszła do salonu i siadła przy fortepianie, który stał w rogu pokoju. To jej mama nauczyła ją grać. Melodia, która popłynęła byłata samą, którą jej rodzicielka zawsze nuciła Angie przed snem. Fortepian był jedną z nieiwlu rzeczy, które sprawiały jej frajdę, a jednocześnie uspokajały. Przywołane wspomnienia sprawiły, że na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech. Dokończyła grać utwór, po czym wstała i poszła do swojego pokoju. Otworzyła szafkę stojącą obok łóżka i wyciągnęła z niej plik kartek zapisanych nutami. Zeszła na dół i z powrotem siadła do fortepianu. W stercie nut znalazła „Dream On” i zaczęła grać. Następnym utworem było „Wish you were here”, a później „Somebody to love”. Muzyka zawsze pomagała jej w trudnych chwilach. Niestety rzadko grała, ponieważ nie lubiła przebywać z ojczymem w jednym pokoju, a on zawsze przesiadywał w salonie. Po zagraniu jeszcze kilku utworów usłyszała jak drzwi wejściowe otwierają się, a do domu wchodzi jej ojczym. Szybko wstała i pobiegła do kuchni. Naszykowała obiad, na szafce postawiła dwa piwa wyjęte z lodówki i wróciła do pokoju mijając się z mężczyzną w korytarzu. Grała „Stairway to heaven”, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyła zobaczyła Amy stojącą w progu.
-Hej. Mogę wejść? Chciałam pogadać.
-Pewnie wejdź. – Powiedziała po czym puściła przyjaciółkę przodem. Zaprowadziła ją na piętro do swojego pokoju, po czym usiadła na łóżku i wskazała miejsce obok siebie dając dziewczynie znak żeby usiadła. Amy cały czas uważnie się jej przyglądała.
-To o czym chciałaś pogadać? – Zapytała Angie po dłuższej chwili milczenia.
-Co Ci się stało? – Odpowiedziała dziewczyna pytaniem na pytanie.
-Nic.
-Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Tak wiem, ale naprawdę nie chce o tym rozmawiać.
-Ok. Nie to nie, przecież Cię nie zmuszę, ale jeśli zmienisz zdanie to powiedz. – powiedziała, a jej przyjaciółka przytaknęła.
-Ale dobra nie po to tutaj przyszłam. Chciałam Cię przeprosić za wczoraj. To był głupi pomysł.
-Nie ma sprawy.
-To dobrze. Już myślałam, że się na mnie gniewasz.
-Nie no co ty. Miałabym być zła za coś takiego? Naprawdę masz o mnie taką opinię? – Zaśmiała się Angie, a przyjaciółka jej zawtórowała.
-A tak w ogóle to chyba nigdy tutaj nie byłam. – Dodała po chwili brunetka i rozejrzała się po pokoju.
Było to małe pomieszczenie, w którym znajdowało się tylko łóżko, szafa, biurko i mała komoda. Najdziwniejsze było dla niej to, że w pokoju panował idealny porządek. W jej pokoju nigdy nie było tak czysto, a to pomieszczenie wyglądało jakby nikt tu nie mieszkał. Dość ciemne meble, łóżko nakryte czerwoną narzutą, na ścianie biały zegar, na podłodze lśniący parkiet, a ściany pokryte beżowa farbą.
-Chyba nie było okazji. – Uśmiechnęła się Angie. Dziewczyny zaczęły gadać, a czas szybko im minął.
-Przepraszam, ale ja już muszę iść, chłopaki na mnie czekają. – Powiedziała brunetka spoglądając na zegarek...

czwartek, 5 maja 2016

Rozdzial 1 "You Look So Unhappy"

Stwierdziła, że jest trochę wcześnie na odwiedziny, bo Amy zawsze wstawała bardzo późno. Poszła więc najpierw na spacer. Po około czterdziestu pięciu minutach była pod domem przyjaciółki. Zapukała i czekała aż ktoś jej otworzy. Po chwili w drzwiach stanęła mama jej przyjaciółki. Miła, przyjemna, troskliwa kobieta po czterdziestce.
-Dzień dobry. Jest Amy?
-Dzień dobry. Tak jest. Wejdź, zaraz ją zawołam. – powiedziała i ciepło się uśmiechnęła.
Dziewczyna weszła do domu, i rozglądała się po mieszkaniu. Mimo że odwiedzała Amy, praktycznie codziennie i tak zawsze dokładnie się rozglądała, tak jakby była tutaj po raz pierwszy. Może to dlatego że u niej w domu było inaczej. Tutaj od razu po wejściu czuło się rodzinną atmosferę. W jej domu tego nie było. Po chwili zjawiła się jej przyjaciółka i przerwała jej rozmyślenia.
-Angie! Cześć jak ja Cię dawno nie widziałam. – powiedziała na powitanie Amy.
-Cześć. No faktycznie będzie ze dwa dni jak się widziałyśmy ostatni raz.
-No właśnie, dwa dni to kupa czasu. – zaśmiała się.
-Dobra starczy tego gadania choć już. Chce Cię z kimś poznać.
-Z kim?
-Oj zobaczysz. No choć już. – Amy pociągnęła rudowłosą za rękę i wyszły z domu.
Jak zwykle rozmawiały i śmiały się. Po drodze wstąpiły do sklepu i kupiły kilka butelek różnych alkoholi.
-No to dowiem się gdzie mnie prowadzisz i z kim mamy się spotkać? – Zapytała po chwili Angie.
-Jak będziemy na miejscu to się dowiesz. Gdybym Ci powiedziała to nie byłaby niespodzianka. – powiedziała z uśmiechem brunetka.
Droga zajęła im sporo czasu. W pewnym momencie skręciły do lasu. Po kilkudziesięciu minutach chodzenia po leśnych dróżkach wyszły na niewielką polane. Szły w kierunku kilku opuszczonych budynków. Kiedy były już niedaleko usłyszały hałas i czyjś śmiech.
-Już są, to dobrze. Chociaż raz się nie spóźnili. – powiedziała Amy bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
-Kto już jest?
-Chodź to zobaczysz. – Brunetka uśmiechnęła się do przyjaciółki i pociągnęła ja za rękę.
Z budynku dochodziły dźwięki gitar i czyjś śpiew. Kiedy były już przy samym wejściu muzyka zamilkła i zastąpiły ją rozmowy. Angie od razu rozpoznała ten charakterystyczny głos. William. Była to ta osoba, która najbardziej dawała dziewczynie w kość. Jeszcze nigdy nie przeszedł obok niej nie odzywając się, czy nie rzucając żadnych docinek. Gdy tylko uświadomiła sobie kto tam na nią czeka od razu zatrzymała się. Jej przyjaciółka widząc to również stanęła odwracając się do niej.
-Co się stało?
-Ty się pytasz co się stało? Nie wejdę tam nigdy w życiu. Nie spędzę w towarzystwie tego cholernego rudzielca nawet dwóch minut. Mam go dość! Mam serdecznie dość tego wszystkiego, całego tego pierdolonego świata, a szczególnie jego.
-Angie. Przyprowadziłam Cię tutaj, bo chciałam was do siebie przekonać. Will to fajny facet. Naprawdę. Przyjaźnimy się już od dosyć dawna i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Jestem pewna, że jeśli tylko byście się bliżej poznali to bardzo byście się polubili. Poza tym może nareszcie nauczyłabyś się odpowiadać na takie docinki, a nie pokornie stać i wysłuchiwać tego wszystkiego. Wejdź chociaż na chwilę, proszę.
-Dobra, niech ci będzie, ale tylko na chwilę.
Weszły do środka. Amy szła pierwsza, a Angie kawałek za nią. Kiedy tylko brunetka weszła do pomieszczenia, w którym znajdowali się jej przyjaciele powitał ją zniecierpliwiony skrzek:
-No kurwa nareszcie ile można czekać do cholery?!
-Uspokój się kupiłyśmy wam za to po piwie.
-No. Chociaż tyle, ale zaraz jak to „kupiłyśmy”? Teraz mówisz o sobie w liczbie mnogiej?
-Nie, przeszłam z przjaciółką. – powiedziała podając chłopakom po butelce piwa.
-Angie, chodź. No chodź.
Po chwili zobaczyli jak dziewczyna wychodzi z korytarza i staje przed nimi, a oni nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Była to dziewczyna, którą tak dobrze znali, którą codziennie wyzywali i mieszali z błotem.
-Co ta idiotka tu robi?! – uniósł się William
-Uspokój się nie chcę żebyście się tu pozabijali. Znam się z Angie dłużej niż z wami i przyjaźnimy się, więc albo to zrozumiesz i będziesz siedzieć cicho albo spierdalaj.
-Dobra, niech Ci będzie. – powiedział niezbyt zadowolony z tego chłopak.
-No. A wy się chyba nie znacie. – zapytała drugiego chłopaka, który przez cały czas siedział nie wzruszony na ziemi z gitarą na kolanach, popijając piwko.
-Angie, Jeff. Jeff, Angie – przedstawiła ich sobie i również usiadła na ziemi. To samo zrobiła rudowłosa dziewczyna. Teraz mogła się lepiej przyjrzeć chłopakom. William był średniego wzrostu siedemnastolatkiem. Miał długie proste, rude włosy, wystające kości policzkowe i zielone oczy. Ubrany był w ciemną koszulkę z nadrukami, skórzana kurtkę, jeansy i kowbojki. Jednak najbardziej charakterystyczny był jego głos. Bardzo niski i skrzeczący z odrobiną wiecznej chrypy. Drugi z tej dwójki był mniej więcej tego samego wzrostu co jego kumpel i również miał siedemnaście lat. Jednak Jeff miał czarne włosy nieco krótsze niż Will, a także brązowe oczy. Ubrany był w jeansy, kowbojki, białą koszulkę i dżinsową katanę. Jej rozmyślenia przerwał głos jej przyjaciółki.
-Masz fajki?
-Ciekawe skąd taki dzieciak będzie miał fajki. – zapytał drwiąco Will. Natomiast dziewczyna nie odezwała się tylko wyciągnęła z kieszeni spodni paczkę papierosów i podała je przyjaciółce. Po czym spojrzała na chłopaka morderczym wzrokiem i znów zajęła się rozmyślaniem i piciem whisky, której pustą już do połowy butelkę trzymała w ręku.
Zaczęli rozmawiać jednak Angie nie mówiła za wiele. Odpowiadała tylko na pytania, które ktoś jej zadał, nic więcej. Była strasznie nieśmiała co uważała za swoja najgorszą wadę. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten rudzielec. Cokolwiek powiedziała według niego było bardzo śmieszne. Był dla niej wredny i chamski tak jak zawsze. W pewnym momencie dziewczyna nie wytrzymała. Wstała i pożegnała się ze wszystkim mówiąc:
-Dobra ja już lecę. - zbulwersowała się Amy.
-Co?! Tak wcześnie?
-A co ty myślałaś? Wróci do domu, poprosi mamusie o przeczytanie bajeczki na dobranoc i zaśpiewanie kołysanki i pójdzie spać. Wiesz… jak się pośpieszysz to może jeszcze zdążysz na dobranockę. – Zaśmiał się William.
-Zamknij się! Mógłbyś chociaż raz trzymać mordę na kłódkę i się kurwa nie odzywać wtedy kiedy nie trzeba! - wybuchła brunetka.
-Mówisz jakbyś go nie znała. Wtedy to by nie był Will. – wtrącił Jeffrey.
-Ej, a ty po czyjej jesteś stronie do cholery? – krzyknął mocno wkurzony już Rudzielec do swojego kumpla. Natomiast Angie podczas ich kłótni zdążyła wyjść z budynku i ruszyć w stronę domu. Miała tylko nadzieje, że pamięta drogę powrotną.
Podczas drogi do domu myślała tylko o tym, że nareszcie uwolniła się od tego rudzielca i jego durnych, chamskich komentarzy na każdy temat. Kiedy dotarła do mieszkania. Stanęła przed drzwiami i zdała sobie sprawę, że właśnie spadła z deszczu pod rynnę. Przypomniała sobie, że przecież za tymi drzwiami czeka jej ojczym, który na pewno nie jest zadowolony z powodu jej nieobecności. Jednak weszła do środka mając nadzieję, że może zdążył już zasnąć. W korytarzu zdjęła buty i kurtkę, a następnie poszła w kierunku swojej sypialni. Światła były zapalone, a z salonu słychać było telewizor...

sobota, 30 kwietnia 2016

Prolog "All Alone I Fall To Pieces"

Moje drugie opowiadanie, nosi tytuł "Hard Life". 



Szła polną drogą. Sama nie wiedziała dokąd idzie, po prostu szła przed siebie. Lewą dłoń przyciskała do prawego przedramienia, a spod jej palców wypływała krew. Rude włosy przyklejały się do jej mokrych od łez policzków. W pewnym momencie zatrzymała się i usiadła na ziemi. Plecami oparła się o wielkie, rozłożyste drzewo i spojrzała w niebo. Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Wspomnienia sprzed kilku godzin nie dawały jej spokoju... To znów się działo. Historia się powtarzała. Kolejny raz. Po raz setny przeżywała to samo, a jednak wciąż bolało. Za każdym razem boli jeszcze bardziej. Zawsze myślała, że do bólu można się przyzwyczaić, cóż... tej nocy doszła do wniosku, że jednak nie można. To działo się codziennie. On zawsze znalazł wymówkę żeby ją zwyzywać i pobić, a ona nic z tym nie robiła. Przyjmowała każdy cios, każde wyzwisko. Dlaczego? Po prostu się bała. Nie miała dokąd pójść. Nie miała nikogo, prócz swojej przyjaciółki Amy. Jej ojciec zostawił ją i jej matkę zaraz po jej narodzinach. Jej mama znalazła sobie nowego faceta i było fajnie. Oczywiście wszystko, co dobre szybko się kończy, kiedy miała jedenaście lat jej matka zmarła, a później było tylko gorzej. Prócz ojczyma nie miała nikogo, żadnej rodziny. A on traktował ją jak służącą. W jego przekonaniu była ona tylko i wyłącznie od sprzątania i gotowania. Za to on całymi dniami siedział na kanapie przed telewizorem i pił piwo. Kolejną atrakcją w jej domu były ciągłe kłótnie. Wiecznie znalazł jakiś błąd w tym, co robiła. Czasami zaczynał się wydzierać na biedną dziewczynę bez większego powodu, dla samego wyładowania emocji. Bardzo często ją bił. Właściwie to zawsze, kiedy się wkurzył musiał dać jej w twarz. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Zdarzało się, że nie kończyło się na samym biciu. Czasami ją gwałcił. Wiedziała, że mogłaby pójść do Amy, wyżalić się. Była pewna, że dziewczyna by ją wysłuchała i pomogła. Jednak nigdy tego nie zrobiła. Wiedziała, że wszędzie by ją znalazł. Nie pozwoliłaby skrzywdzić przyjaciółki, nie pozwoliłaby, aby coś jej się stało, a on był nieprzewidywalny, sama przekonała się o tym wiele razy. Właśnie dlatego Amy o niczym nie miała pojęcia. Często pytała, co się stało, gdy widziała u dziewczyny jakieś rany, czy siniaki. Jednak nigdy nie otrzymała odpowiedzi.
   Do jej oczu napływało coraz więcej łez. Starała się powstrzymać płacz i uspokoić oddech, ale nie mogła. Nie potrafiła. Oparła głowę o pień drzewa i zamknęła oczy. W końcu udało jej się opanować. Z ręki przestała lecieć jej krew, a z oczu łzy. Oddech uspokoił się. Przez krótki czas siedziała jeszcze i patrzyła w gwiazdy jednak po chwili zasnęła wyczerpana.
   Obudziły ją promienie słońca, które niedawno wzeszło nad horyzont. Po nocy przespanej pod drzewem i po wczorajszym zajściu była strasznie obolała. Z trudem wstała z ziemi i ruszyła w kierunku domu. Po chwili usłyszała czyjeś roześmiane głosy. Kiedy przeszła jeszcze kawałek zobaczyła grupkę chłopaków z jej szkoły. Nie zauważyli jej i dalej rozmawiali. Miała na sobie podartą, zakrwawioną koszulkę i krótkie spodenki w równie kiepskim stanie. Włosy brudne, poplątane i posklejane krwią, a rękę rozciętą i całą w zaschniętej już krwi. Oczy mocno podkrążone i kilka siniaków, więc gdy tylko ich spostrzegła od razu skręciła. Nie chciała żeby ktoś ją teraz zobaczył, a już na pewno nie oni. Już i tak miała ich dość, gdyby jeszcze zauważyli ją w takim stanie ciągle słyszałaby jakieś docinki z ich strony. Nie dali by jej spokoju. Szczególnie ten wredny, chamski rudzielec.
Przez to, że skręciła musiała iść na około, więc do domu dotarła dopiero po prawie godzinie marszu. Ku jej zdziwieniu mieszkanie było puste. Spodziewała się kolejnej awantury, a tu taka miła niespodzianka. Zastanawiała się dokąd mógł pójść jej „kochany” tatuś, a właściwie to ojczym. Poszła do łazienki i wzięła długi, gorący prysznic. Dokładnie umyła włosy i zmyła z siebie krew. Nucąc pod nosem poszła do swojego pokoju opatrzyła ranę na ręce i przebrała się. Ubrała na siebie jeansy i białą koszulkę. Włosy zostawiła rozpuszczone żeby szybciej wyschły. Zeszła na dół do kuchni i zajrzała do lodówki. Jak zwykle była zupełnie pusta. No jasne, niby kto miałby zrobić zakupy. Chciała przejść się do sklepu i kupić coś do jedzenia jednak zorientowała, się, że nie ma przecież żadnych pieniędzy. Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz będzie głodować. Często tak jest, przecież dla jej ojczyma ważniejsze jest piwo, co tam jedzenie, grunt, że będzie się, czego napić. Wyciągnęła więc jedyne, co było w lodówce, czyli... butelkę piwa. Założyła znoszone brudne trampki, wzięła kurtkę i wraz ze swoim ,,obiadem” ruszyła do swojej przyjaciółki.

środa, 27 kwietnia 2016

Rozdzial 8 "Let Me Make It Alright"

 Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszliśmy do środka. Poszliśmy do kuchni, chłopaki usiedli przy stole, a ja zajrzałam do lodówki i zastanawiałam się co zrobić na obiad. W końcu wymyśliłam smażone udka z kurczaka z ziemniakami. Na początku powiedziałam żeby łaskawie podnieśli swoje dupy i mi pomogli, ale w krótkim czasie przekonałam się że był to błąd i wygoniłam ich z kuchni. Usiedli przed telewizorem i oglądali jakieś durne programy. Kiedy zawołałam ich na obiad, pojawili się w kuchni w ułamku sekundy, musieli być cholernie głodni. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Kiedy chłopaki wszystko już pochłonęli, podziękowali i nawet zaproponowali, że posprzątają, co naprawdę cholernie mnie zaskoczyło. Spodziewałam się raczej, że wstaną i walną się z powrotem na kanapę przed telewizorem. Pozmywali naczynia, a ja zrobiłam nam kawę. Później wspólnie usiedliśmy w salonie, żartując i śmiejąc się z poprzedniego wieczoru. Naprawdę fajnie spędziłam czas. Pomimo mojej nieśmiałości czułam się przy nich swobodnie, co bardzo mnie dziwiło, polubiłam ich. Później chłopaki stwierdzili, ze muszą już iść, więc pożegnali się i poszli do domu, a ja sprzątnęłam kubki po kawie i poszłam na górę. Wzięłam książkę i położyłam się na łóżku, zatapiając się w lekturze.
   Oderwałam się od książki dopiero kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam godzinę 17:45. Wstałam z łóżka i idąc w kierunku drzwi zastanawiałam się kto postanowił mnie odwiedzić. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Axla, dosyć zaskoczona tą wizytą przywitałam się:
-Hej.
-Hej. - powiedział tylko tyle, był zamyślony i lekko przygnębiony. Zdecydowanie coś było nie tak.
-Nie powiem, że mnie nie zaskoczyłeś. Co Cię do mnie sprowadza?
-Nic. Po prostu postanowiłem cie odwiedzić, nie wolno?
-Nie, no wolno, po prostu mnie tym zaskoczyłeś.
-Mogę sobie iść jeśli chcesz.
-Nie, nie. - powiedziałam kręcąc głową, po czym dodałam:
-Wejdziesz do środka, czy wolisz tu stać?
-A może poszłabyś ze mną na spacer? Nie bardzo mam ochotę siedzieć w domu.
-Pewnie, czemu nie? Tylko chciałabym się przebrać. Wejdź. - powiedziałam pokazując ręką, aby wszedł do środka. Minął mnie a ja zamknęłam drzwi. Kiedy weszłam do salonu chłopak siedział na fotelu i gapił się w ścianę. Ciekawe czy dowiem się co się stało? Poszłam na górę, otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czarną bluzkę z logiem Led Zeppelin i szare rurki. Zrobiłam lekki makijaż i zbiegłam na dół. Wzięłam torbę, do której wpakowałam kluczę do domu i portfel, które leżały na blacie w kuchni. Założyłam katanę i trampki, po czym wróciłam do salonu.
-Możemy iść. - powiedziałam do Axla, a on tylko kiwnął głową, wstał z kanapy i poszedł w kierunku wyjścia. Ruszyłam za nim, zamknęłam drzwi na klucz i zwróciłam się do rudowłosego, który już szedł powoli w kierunku furtki:
-To dokąd idziemy? - zapytałam, a on w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Miał na sobie szarą koszulkę z jakimś napisem, jeansy i czarną skórzaną kurtkę, a nogach kowbojki. Ręce cały czas trzymał wciśnięte w kieszenie spodni, a jego wzrok wbity był w ziemie. Ruszyliśmy powolnym kokiem przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść, nadal nie znałam tego miasta, więc szłam pół kroku za Axlem, nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi i miałam wrażenie, że on tez nie wie, że po prostu idzie przed siebie pogrążony we własnych myślach. Ja też zaczęłam rozmyślać o wydarzeniach ostatnich dni. Wiele się ostatnio zdarzyło w moim życiu. Nie jest mi łatwo z tym wszystkim, ale myślę że dam sobie radę, muszę dać radę. Nie mam wyboru. Życie jest brutalne, nikt nie zapytał mnie czy podoba mi się taka, a nie inna wersja przyszłości. Czas tak szybko leci, wszystko dzieje się w zawrotnym tempie. Ludzie wciąż przychodzą i odchodzą, na zawsze zostawiając swój odcisk w nas, w naszej pamięci, osobowości. Zadziwiające jak bardzo ludzie się od siebie różnią, a równocześnie są tak podobni. Wszyscy jesteśmy inni, a jednocześnie tacy sami.
   Szliśmy tak już dosyć długo, w milczeniu, żadne nie odezwało się słowem, żadne nie wiedziało dokąd tak naprawdę idziemy. Nagle pogoda się popsuła, słońce zaszło za chmury, zaczął wiać chłodny wiatr. Zapowiadało się na deszcz. Gdy przechodziliśmy obok placu zabaw, który z powodu pogody był zupełnie pusty pociągnęłam Axla za rękaw w stronę huśtawek. Siadłam na jednej i zaczęłam się delikatnie bujać, od razu przypomniała mi się Alex, często chodziłyśmy na plac zabaw, gadając na huśtawkach, albo wygłupiając się, chłopak obojętnie usiadł na drugiej huśtawce, nadal patrząc w ziemie. W końcu postanowiłam zapytać:
-Co się stało? Jesteś taki przygnębiony i milczący. - chłopak nie odpowiedział, przeniósł swój wzrok z pisaku pod swoimi nogami na szare niebo.
-Odpowiesz mi? - nadal uporczywie milczał ignorując moje pytania.
-Co się stało? Mogłabym Ci jakoś pomóc? - zapytałam ponownie przypatrując mu się, jednak on nadal nie odezwał się ani słowem. Westchnęłam zrezygnowana i odwróciłam wzrok obserwując wiewiórkę wspinająca się po drzewie. Nagle poczułam krople deszczu na swojej twarzy.
-Wracajmy już zanim całkiem się rozpada. - powiedziałam wstając z huśtawki i stając naprzeciwko chłopaka. On tylko kiwnął głową, wstał i ruszyliśmy w stronę domu. Znów szliśmy w ciszy. Jego milczenie powoli zarzynało mnie drażnić, a ignorowanie moich pytań było zwyczajnie chamskie. Zastanawiałam się po co do mnie przyszedł, po co zapraszał mnie na spacer, skoro nie miał zamiaru się odezwać. Padało coraz bardziej.
  Kiedy odezwał się po raz pierwszy, całkiem mocno już lało i byliśmy dosyć przemoknięci. Zaproponował żebyśmy weszli do kawiarni obok której właśnie przechodziliśmy, żeby schronić się przed deszczem. Od razu się zgodziłam. Pomieszczenie było kolorowe, ale utrzymane w jasnych, pastelowych barwach. Ściany były beżowe, podłoga drewniana w białym kolorze. Pomieszczenie było niezbyt duże, było tam sześć kwadratowych, jasnożółtych stolików. Trzy czteroosobowe i trzy dwuosobowe. Krzesła były w odcieniu stolików, na każdym z nich leżała poduszka w kolorowe pasy. Serwetki również były różnobarwne.
   Jasnożółty bar stał naprzeciwko wejścia, nad barem wisiało menu, pod którym zawieszone było kilka kubków w rożnych kolorach, obok za szybą ustawione były przeróżne ciasta, ciasteczka i inne słodycze, za barem stał młody chłopak, mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Był blondynem o pięknych błękitnych oczach, ubranym w białą koszulę, czarne spodnie i jasno niebieski fartuszek zawiązany w pasie. Pomieszczenie było prawie puste, tylko przy jednym stoliku jeszcze ktoś siedział. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i spojrzeliśmy na menu. Po chwili podszedł do nas blondyn pytając czy może już przyjąć zamówienie.
-Kawę, czarną.
-Ja poproszę gorącą czekoladę z bitą śmietaną. - powiedziałam uśmiechając się do chłopaka. Kiedy odszedł wstałam i poszłam do łazienki. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam że wyglądam fatalnie. Byłam cała przemoknięta, ubranie przyklejało się do mnie, makijaż się rozmazał i spływał po moich policzkach, włosy przykleiły się do mojej szyi i pleców. Niestety nie mogłam nic z tym zrobić, więc tylko zmyłam makijaż z policzków kawałkiem papieru. Wyszłam z łazienki i wróciłam do stolika, kelner akurat podał nasze zamówienie. Usiadłam naprzeciwko Axla przypatrując mu się. Widziałam,że coś jest nie tak,jednak nie chciał mi powiedzieć co. Postanowiłam spróbować jeszcze raz.
-Co się stało? - zapytałam. Spojrzał na mnie smutnym wzorkiem.
-Ehh. Nie ważne. - westchnął i przeniósł wzrok na ścianę.
-Przyszedłeś do mnie i zaprosiłeś na spacer, żeby pomilczeć?
-No już nie ważne, to głupie. Nie powinienem był zawracać ci głowy.
-Mów co się stało, może uda mi się jakoś pomóc. - spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
-Pokłóciłem się z dziewczyną. - powiedział cicho.
-Mówiłem, że to głupie. - dodał po chwili. Nie patrzył na mnie, tylko w kubek stojący przed nim. Najwyraźniej było mu po prostu wstyd.
-Tego się nie spodziewałam, szczerze powiedziawszy. A o co poszło? - patrzył na mnie cały czas, a w jego oczach widziałam niepewność. Chyba był tez zdziwiony, że o to zapytałam. Chwilę się wahał, po czym zaczął mówić. Opowiedział mi całą historię od początku, czyli w gruncie rzeczy odkąd wrócili z Duffem do swojego domu, który wszyscy wspólnie ochrzcili „Hellhouse”. Tak w sumie, to poszło o mnie. Boże, ale ta dziewczyna jest zazdrosna, zrobiła wielki problem z krótkiej rozmowy. W końcu wczoraj nie gadaliśmy dużo... z tego co pamiętam.
-Porozmawiam z nią, w końcu to jakby przeze mnie się pokłóciliście - odezwałam się gdy skończył. Axl spojrzał na mnie trochę dziwnym wzrokiem, nie potrafię powiedzieć co nim wyraził.
-Powiem jej, że nie próbuje ukraść jej chłopaka, wyjaśnię wszystko. Myślę że zrozumie. Natomiast ty powinieneś przeprosić. W gruncie rzeczy nic złego nie zrobiłeś, ale kobiety lubią mieć rację, przepraszając pokażesz, że się myliłeś. Kup jej do tego jakiś prezent, kwiaty, czekoladki, czy coś co lubi. - teraz patrzył już na mnie z prawdziwym niedowierzaniem, chyba naprawdę nie wierzył, że będę chciała mu pomóc.
-Dziękuję. - powiedział po chwili i uśmiechnął się. Skończyliśmy kawę i poczekaliśmy aż przestanie padać, co wkrótce się stało. Następnie ruszyliśmy do domu, w dużo milszej i głośniejszej atmosferze.
   Kiedy byliśmy już pod moim mieszkaniem chłopak jeszcze raz mi podziękował i ruszył w stronę Hellhouse. Weszłam do domu i od razu poszłam zmienić przemoczone ubrania. Założyłam szare dresy i luźną białą bluzkę, włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, żeby szybciej wyschły. Siadłam przed telewizorem i latałam po kanałach, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Poszłam odebrać:
-Halo?
-Cześć Michelle. - w słuchawce rozbrzmiał tak dobrze znany mi głos.