sobota, 23 lipca 2016

Rozdzial 4 "Those scars on your wrists are the mark of the world"

        Obudziło ją dziwne uczucie. Otworzyła oczy i zobaczyła swojego ojczyma, który stojąc chwiejnie obok jej łóżka zdejmował jej spodnie. Przerażona próbowała uciekać, jednak przytrzymał ją, po czym usiadł na niej i rozerwał jej bluzkę. Zrzuciła go z siebie i znów próbowała uciec. Złapał ją i uderzył w twarz krzycząc najróżniejsze przekleństwa. Przewróciła się, poczuła krew spływającą jej po twarzy, a zaraz potem silny ból w brzuchu kiedy ją kopnął. Próbowała zasłaniajć się rękami, jednak nie było to łatwe. Po kilku kopnięciach, a następnie kilku sinych uderzaniach w twarz chwycił ją za włosy, podniósł do góry i rzucił na ścianę. Uderzyła w nią głową, po czym straciła przytomność.
  Kiedy otworzyła oczy poczuła silny ból. Bolała ją każda część ciała, była naga i leżała na podłodze. Łzy wypełniły jej oczy, a po chwili spływały po jej policzkach. Zanosiła się płaczem nadal leżąc na podłodze i nie mogąc się ruszyć przez paraliżujący ból. Po długim czasie uspokoiła się i spróbowała się podnieść. Kiedy tylko przeniosła ciężar ciała na lewą rękę, chcąc się podeprzeć, natychmiast z powrotem uderzyła o podłogę. Wystraszyła się, że ręka może być złamana, jednak kiedy ją obejrzała nie zauważyła nic szczególnego prócz kilku nowych siniaków. W końcu po długich zmaganiach udało jej się podnieść, powoli ruszyła w kierunku drzwi. Stanęła przed wejściem do pokoju i chwile nasłuchiwała, kiedy nie usłyszała żadnego dźwięku, stwierdziła że ojczym musiał gdzieś pójść. Otworzyła drzwi i powoli, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Cały czas trzymała się ściany bojąc się że się przewróci, a wiedziała, że nie będzie w stanie wstać po raz drugi. Kiedy udało jej się dotrzeć do toalety, weszła pod prysznic i włączyła wodę. Po gorącym prysznicu wyszła z łazienki nie chcąc nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Wiedziała, że wygląda teraz żałośnie. Wiedziała, że w takim stanie nie będzie mogła pokazać się nigdzie przez dłuższy czas, ponieważ makijaż tego nie przykryje. Wiedziała także że siedzenie cały czas w domu jest jeszcze gorszym wyjściem. Wróciła do pokoju zamknęła za sobą drzwi i nagle znów wybuchła płaczem osuwając się na podłogę. Siedziała tak płacząc przez chwilę, po czym wstała i podeszła do biurka. Otworzyła szufladę, wyciągnęła z niej małe pudełeczko. Usiadła na podłodze, plecami oparła się o łóżko, a z pudełka wyciągnęła jedną, lśniącą w świetle zachodzącego słońca, żyletkę. Przyłożyła ją do nadgarstka, wzięła głęboki oddech i przeciągnęła ostrze po delikatnej skórze. Poczuła ból, krew zaczęła spływać po jej ręce, a ona robiła kolejne nacięcia. Krew powoli skapywała na podłogę, było jej coraz więcej. Pomyślała, że czerwona ciecz tak pięknie wygląda na jej jasnej skórze. Czuła ból, ale także to cudowne poczucie ulgi. Dawno tego nie robiła. Dawno nie czuła tej ulgi. Brakowało jej tego, nawet bardzo. Tak wiele osób tego nie rozumie. Jak można samemu sobie robić taką krzywdę? Chyba ciężko to zrozumieć kiedy nigdy się tego ni robiła. W gruncie rzeczy to bardzo proste, nie chodzi o ranienie się, czy robienie sobie blizn. Chodzi właśnie o to uczucie ulgi, które pojawia się kiedy przecinasz skórę. Chodzi o ukaranie siebie za to co się dzieje w twoim życiu, nawet jeśli logicznie rzecz biorąc to nie jest twoja wina, za to kim jesteś, jak wyglądasz. Karzesz się za wszystkie złe rzeczy, które wydarzyły się w twoim życiu, za każdy popełniony błąd i czujesz ulgę, bo dałeś upust emocjom, które cie męczyły.
  Kiedy uznała, że nie poczuje się już lepiej wstała, wyrzuciła żyletkę i poszła do łazienki. Przemyła rany wodą i zabandażowała. Opatrzyła też rozwalony łuk brwiowy i kilka mniejszych ran. Wytarła łzy i wróciła do pokoju. Zmyła krew z podłogi i przebrała się. Założyła krótkie spodenki i luźną bluzkę z obrazkiem, który już dawno się sprał.
  Nagle usłyszała hałas na dole. Wrócił jej ojczym, słyszała jak przewraca wszystko na swojej drodze i jak wpada w ściany próbując iść. Wiedziała, że jest kompletnie pijany. Usłyszała, jak wchodzi na górę. Postanowiła zniknąć. Sięgnęła do szafy i wyciągnęła z niej plecak, który zawsze jest zapakowany. Spakowała jeszcze kilka dodatkowych rzeczy. Kroki i przeklinanie zbliżało się coraz bardziej. Założyła plecak po czym otworzyła okno i wyszła przez nie, złapała się parapetu i przeszła kawek w bok. Wyszła z wprawy, parapet wyślizgiwał jej się z rąk. Szybko złapała się rynny i zaczęła powoli schodzić w dół. Bała, się, że rynna nie wytrzyma. Kiedy była już pawie na końcu usłyszała hałas otwieranych drzwi i wiązankę przekleństw. Zeskoczyła i jak najszybciej pobiegła w stronę lasu...


środa, 6 lipca 2016

Uwaga!

Mam wielką prośbę do wszystkich którzy czytają mojego bloga. Proszę zostawiajcie komentarz. Inaczej nie wiem, czy ktokolwiek to czyta. Nie musi to być pozytywny komentarz, jeśli masz jakieś uwagi, uważasz, że coś przydałoby się zmienić, czy coś takiego, napisz komentarz, a ja postaram się coś z tym zrobić. Kiedy nie ma żadnych komentarzy, nie wiem czy mam w ogóle dalej pisać tego bloga.

A jeśli podoba Ci się to co tutaj piszę przepraszam, że rozdziały ukazują się tak rzadko, niestety ze względu na koniec roku szkolnego miałam sporo pracy, oraz dosyć poważne kłopoty zdrowotne. Postaram się wstawać rozdziały częściej. I proszę zostaw komentarz.

I życzę wszystkim, aby każdy dzień był słodki niczym tęcza. :)

Rozdzial 3 „All the drinkin’, and talkin’, and fakin’ it all”

Szli ulicą, Amy jak zwykle cały czas gadała, ale nikt jej nie słuchał. Pogrążeni we własnych myślach, we własnych marzeniach. Zatrzymali się przed monopolowym, a brunetka zebrała „zamówienia” przyjaciół, po czym ruszyła do sklepu. Kiedy wróciła zastała swoich znajomych, tak jak ich zostawiła. Ani dziewczyna, ani chłopak nie ruszyli się nawet o krok.
-Niesamowite! Obydwoje nadal żyjecie. – Zawołała Amy ze śmiechem, a po chwili dodała:
-Czyli jednak można was zostawić samych. Hej, co wy macie takie grobowe miny? Idziemy się bawić, a nie na pogrzeb. – Kiedy zobaczyła, że to nic nie dało dodała:
-Dobra, whatever. Idziemy?
-Ta – Odpowiedział Will. Jednak Angie nie odezwała się, cały czas stała i wpatrywała się w jeden punkt.
-Heeej. Żyjesz? – Przyjaciółka stanęła przed nią i pomachała jej ręką przed oczami. W tym momencie dziewczyna ocknęła się i powiedziała zdezorientowana:
-Co? Sory wyłączyłam się na chwilę.
-Idziemy?
-A, tak.
Jej znajomi ruszyli przed siebie, zaczęli rozmawiać, śmiali się, żartowali, a ona szła cicho za nimi, pogrążona we własnych myślach. Miała ochotę z kimś porozmawiać o tym wszystkim co dzieje się w jej życiu. Chciała wreszcie się komuś otworzyć, nie chciała żeby ktoś jej pomagał, czy współczuł. Po prostu pragnęła opowiedzieć komuś o sobie, o swoim życiu, o tym, co przechodzi. Zawsze była zamknięta w sobie, ale każdy czasami musi się wygadać. Już kilka razy chciała porozmawiać o tym z Amy, ale zawsze dochodziła do wniosku, że to zły pomysł, dziewczyna za bardzo by się tym przejęła, chciałaby coś z tym zrobić, a Angie nie chciała żeby coś się zmieniało. To znaczy oczywiście, że chciałaby, aby wszystko zmieniło się na lepsze, ale bała się, że mogłoby być jeszcze gorzej. Postanowiła, więc że nie powie brunetce, niestety z nikim innym właściwie nie rozmawiała. Kiedyś starała się myśleć pozytywnie, patrzeć na świat, choć trochę optymistycznie. Nigdy jej się to nie udało, a im dłużej jest w tym miejscu tym bardziej, dostrzega wady tego cholernego życia i coraz bardziej traci nadzieję na lepsze jutro. Próbowała znaleźć jakieś pozytywy swojego życia podążając za przyjaciółmi.
W pewnym momencie zatrzymali się w środku jakiegoś lasu, na zupełnym odludziu. Wszystkie budynki już dawno zostawili w tyle. Było ciemno, a księżyc i miliony gwiazd jasno świeciły na niebie. Jej przyjaciele usiedli na przewróconym drzewie, więc ona zrobiła to samo. Po chwili Amy zapytała:
-Coś ty dzisiaj taka zamyślona? W ogóle się nie odzywasz.
-Po prostu nie mam ochoty na rozmowy, może to jednak nie był dobry pomysł, żebym z wami poszła.
-Po pierwsze: to był bardzo dobry pomysł, bo może nareszcie was do siebie przekonam. Po drugie: Ty nigdy nie masz ochoty na rozmowy.

Nagle usłyszeli czyjeś kroki, a po chwili zza drzew wyłoniła się szara sylwetka...