Rozdzial 9 "What Could Have Been Love"

             -Cześć Joe. Co słychać? - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach. Fakt że poznałam Aerosmith i spędziłam z nimi wieczór, nadal był dla mnie dosyć abstrakcyjny i ciężko było mi w to uwierzyć. Tak jakby tamta noc była tylko snem.
     -Wszystko w porządku, a co u Ciebie?
     -Też wszystko dobrze.
     -Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
     -Nie, żadnych. Czemu pytasz?
     -Zastanawiałem się, czy dasz się zaprosić na kolację.
     -Chętnie. O której i gdzie?
     -Może o 20:00 w Perch, pasuje Ci?
     -Pewnie.
     -Super, przyjechać po Ciebie?
     -Nie, nie trzeba.
     -Na pewno?
     -Tak na pewno.
     -No dobrze, to do zobaczenia.
     -Cześć.
Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:25. Mam jeszcze sporo czasu. Postanowiłam zadzwonić do Kate. Wybrałam numer i po chwili usłyszałam radosny głos koleżanki:
     -Halo?
     -No cześć. Jak tam po imprezie? - zapytałam, a dziewczyna zaśmiała się.
     -Cześć Michelle. Dobrze, chociaż niewiele pamiętam, a ty jak się trzymasz?
     -Dobrze. Może wpadłabyś jutro?
     -Nie, niestety jutro nie mogę. Pojutrze mam cały dzień wolny, może tym razem ty wpadłabyś do mnie?
     -Jasne.
     -Super, to zadzwonię do Ciebie jeszcze jutro i umówimy się dokładnie, ok? 
     -Ok, to na razie.
     -Papa.
Nadal miałam dużo czasu, więc siadłam z powrotem przed telewizorem. Jednak nie znalazłam nic co byłoby warte oglądania, więc wyłączyłam gadające pudło i poszłam pograć na gitarze. Krótko przed siódmą wzięłam prysznic. Następnie zrobiłam niezbyt mocny makijaż i wybrałam ubrania. Zadzwoniłam po taksówkę, a następnie ubrałam czarną rozkloszowaną sukienkę, sięgająca połowy ud, na szerokich ramiączkach i czarne szpilki. Taryfa podjechała pod dom, a ja spakowałam kluczę, kilka przyborów do makijażu i portfel do małej czarnej torebki i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do auta, podałam nazwę restauracji, a samochód ruszył.
   Punkt ósma byłam na miejscu. Zostałam zaprowadzona do stolika, przy którym już czekał na mnie gitarzysta mojego ulubionego zespołu. Przywitał mnie z uśmiechem i skomplementował sukienkę w której byłam. Złożyliśmy zamówienia i zaczęliśmy rozmawiać.
     -Przepraszam, że tak późno Cię zaprosiłem, ale było dużo roboty z trasą.
     -Nic się nie stało, kiedy nie pracuje zazwyczaj nie mam nic ciekawego do roboty. - odpowiedziałam z uśmiechem.
     -Jedziecie w trasę?
     -Tak, wyjeżdżamy jutro.
     -Podoba Ci się takie życie? Ciągłe podróże, koncerty. Nie myślałeś kiedykolwiek żeby założyć rodzinę, czy coś? Pomieszkać gdzieś dłużej niż parę miesięcy?
     -Kocham to co robię. Uwielbiam tworzy muzykę i dzielić się nią z ludźmi. Lubię występować na scenie, chociaż nie cieszy mnie to aż tak bardzo jak Stevena. To on nalega na ciągłe koncerty. Uwielbia być na scenie. Pasuje tam. Nigdy nie myślałem o rodzinie, to znaczy oczywiście zdarzało się, że patrząc na córkę Stevena, żałowałem że nie mam dzieci, ale rzadko. Moje małżeństwo rozpadło się dosyć szybko, a mi to nie bardzo przeszkadzało. Ta kobieta szybko zaczęła działać mi na nerwy. Podróże mi nie przeszkadzają, w końcu zawsze po paru miesiącach w hotelach, samolotach i autokarze wracam do własnego domu. A tobie podoba się twoja praca?
     -Kelnerki? Hmm... Cóż nie jest to praca marzeń, ale chyba jest ok.
     -Chyba?
     -Tak naprawdę nie umiem powiedzieć. Uważam że nie da się stwierdzić, czy praca jest fajna, czy nie. Szczególnie w zawodzie takim jak mój, gdzie obcuje się z innymi. Wszystko zależy od ludzi. Raz można trafić na miłego człowieka, a raz na chama. To koło fortuny.
     -No tak, tu masz rację.
   Gadaliśmy jeszcze jakiś czas, kiedy Joe poszedł do łazienki miałam chwilę żeby się rozejrzeć. Środek był urządzony w bardziej imprezowym stylu, jednak był bardziej elegancki niż zwyczajny bar. Znajdowały się tam głównie duże kanapy, przy których stały niewielkie stoliki. Grała muzyka, jednak była dosyć cicha. Stał tam długi bar z rzędem wysokim stołków. Musiały się tam czasami odbywać jakieś imprezy, ponieważ znajdował się tam również niewielkich rozmiarów parkiet. Światła były przygaszone, ściany były ciemnego koloru, za to podłoga i meble były jasne. Bardziej elegancka część restauracji znajdowała się tu gdzie nasz stolik - na ogromnym tarasie. Stało tu całkiem sporo jasnych stolików nakrytych niewielkimi ciemnymi serwetami. Podłoga była z ciemnego drewna. Całość otaczała szklana balustrada. Spojrzałam ponad nią i ujrzałam cudowny widok. Los Angeles nocą wyglądało pięknie, zwłaszcza z tej wysokości. Kiedy przypatrywałam się krajobrazowi wrócił Joe i siadając na swoim miejscu powiedział:
      -Ładnie tu, prawda?
     -Pięknie. Widok jest niesamowity.
     -Owszem.
Zjedliśmy jeszcze deser, a następnie Joe uparł się, że odwiezie mnie do domu. Niedługo potem staliśmy już pod moją furtką.
     -Dziękuje za kolację i za podwiezienie. - powiedziałam z uśmiechem.
     -Nie ma za co, to była przyjemność. I dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać, mimo że zaprosiłem cie tak późno. - odwzajemnił uśmiech. Już miałam się pożegnać i wysiąść kiedy znów usłyszałam jego głos. Kątem oka zauważyłam, że ktoś stoi przed drzwiami Hell House i nam się przygląda.
     -Michelle. - Wyraźnie zawahał się na chwilę.
     -Czy uważasz to spotkanie za randkę?
Chwilę siedziałam patrząc na niego i nie wiedząc co powiedzieć. Zupełnie nie spodziewałam się takiego pytania.
     -Nie zastanawiałam się nad tym. Chyba nie. Nie wiem, nie myślałam o tym. To że Cię spotkałam i tak wydaje się zupełnie nie realne.
     -Nie chciałbym żebyś tak o tym myślała, że spotykam się z tobą żeby zaciągnąć Cie do łózka, czy coś. Jesteś naprawdę piękna dziewczyną, jednak jest w tobie coś takiego co nie pozwala mi o tobie myśleć w ten sposób. Mam nadzieje, że na to nie liczyłaś.
     -Nie, nie liczyłam na to, że będziesz chciał się ze mną przespać, ani na nic więcej. Jestem twoją fanką, kocham twoja muzykę, ale też bardzo Cie polubiłam i to dlatego się z tobą widuje.
     -Nie wierzę, że to powiem. Nie myślałem, że powiem to kiedykolwiek, ale wydaje mi się, że po prostu chciałbym mieć w tobie przyjaciółkę. Chyba tego mi w życiu brakuje. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.
     -Mi to jak najbardziej pasuje.
     -No to dobranoc.
     -Dobranoc.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę drzwi. Odwróciłam się jeszcze i pomachałam mu na pożegnanie. Niedługo potem leżałam już w łóżku, umyta, w swojej ulubionej piżamce. Szybko zasnęłam.
   Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i spojrzałam na zegarek, 14:20. Trochę zaspałam. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. 
     -Oo, widzę, że Cię obudziłem. Wybacz.
     -Cześć Axl. - ziewnęłam. 
     -Wejdź. - zamknęłam za nim drzwi . Kiedy wyszłam z korytarza chłopak już był w kuchni i robił kawę.
     -Tak, proszę bardzo, rozgość się. - powiedziałam z przekąsem. 
     -Przymknij się, robię Ci kawę. Poszłabyś się ogarnąć, a nie psioczysz. - pokazałam mu język, on odpłacił mi tym samym, i ruszyłam na gorę. Przebrałam się, uporządkowałam włosy i zeszłam na dół. Kawa stała na stole obok butelki Jacka, a rudzielec niemal wlazł do mojej lodówki. 
     -Szukasz tam szczęścia? - odwrócił się, zamknął drzwi i siadł przy stoliku. 
     -Szukam jedzenia, ale w tej lodowce nic nie ma.
     -Wiem nie miałam czasu zrobić porządniejszych zakupów. 
     -A tak, widziałem. Szybko znalazłaś sobie faceta. Kto to taki?
     -Spieprzaj. Nie byłam na randce, to tylko znajomy. Swoją drogą, jak Ci poszło z twoją dziewczyną. Masz niezły humor. To chyba dobry znak.
     -Tak. Dziękuję za radę. W sumie po to przyszedłem. - przesunął butelkę whiskey w moją stronę.
     -To w ramach podziękowania.
     -Dziękuję. Polecam się na przyszłość. - zaśmiałam się. 
     -Opowiedz mi coś o niej. Ciekawa jestem komu pomogłam. - zaczął opowiadać, ja głównie słuchałam i przytakiwałam. Kiedy o niej mówił dostrzegłam zmianę w jego oczach, było w nich widać miłość. Naprawdę ją kochał. Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam, że taki chłopak jak on może się zakochać i to tak na serio. Później jeszcze długo rozmawialiśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz