-Wszystko w porządku, a
co u Ciebie?
-Też wszystko dobrze.
-Masz jakieś plany na
dzisiejszy wieczór?
-Nie, żadnych. Czemu
pytasz?
-Zastanawiałem się, czy
dasz się zaprosić na kolację.
-Chętnie. O której i
gdzie?
-Może o 20:00 w Perch,
pasuje Ci?
-Pewnie.
-Super, przyjechać po
Ciebie?
-Nie, nie trzeba.
-Na pewno?
-Tak na pewno.
-No dobrze, to do
zobaczenia.
-Cześć.
Odłożyłam słuchawkę i
spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:25. Mam jeszcze sporo
czasu. Postanowiłam zadzwonić do Kate. Wybrałam numer i po chwili
usłyszałam radosny głos koleżanki:
-Halo?
-No cześć. Jak tam po
imprezie? - zapytałam, a dziewczyna zaśmiała się.
-Cześć Michelle. Dobrze,
chociaż niewiele pamiętam, a ty jak się trzymasz?
-Dobrze. Może wpadłabyś
jutro?
-Nie, niestety jutro nie
mogę. Pojutrze mam cały dzień wolny, może tym razem ty wpadłabyś
do mnie?
-Jasne.
-Super, to zadzwonię do
Ciebie jeszcze jutro i umówimy się dokładnie, ok?
-Ok,
to na razie.
-Papa.
Nadal miałam dużo czasu,
więc siadłam z powrotem przed telewizorem. Jednak nie znalazłam
nic co byłoby warte oglądania, więc wyłączyłam gadające pudło
i poszłam pograć na gitarze. Krótko przed siódmą wzięłam
prysznic. Następnie zrobiłam niezbyt mocny makijaż i wybrałam
ubrania. Zadzwoniłam po taksówkę, a następnie ubrałam czarną
rozkloszowaną sukienkę, sięgająca połowy ud, na szerokich
ramiączkach i czarne szpilki. Taryfa podjechała pod dom, a ja
spakowałam kluczę, kilka przyborów do makijażu i portfel do małej
czarnej torebki i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do auta,
podałam nazwę restauracji, a samochód ruszył.
Punkt ósma byłam na
miejscu. Zostałam zaprowadzona do stolika, przy którym już czekał
na mnie gitarzysta mojego ulubionego zespołu. Przywitał mnie z
uśmiechem i skomplementował sukienkę w której byłam. Złożyliśmy
zamówienia i zaczęliśmy rozmawiać.
-Przepraszam, że tak
późno Cię zaprosiłem, ale było dużo roboty z trasą.
-Nic się nie stało,
kiedy nie pracuje zazwyczaj nie mam nic ciekawego do roboty. -
odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jedziecie w trasę?
-Tak, wyjeżdżamy jutro.
-Podoba Ci się takie
życie? Ciągłe podróże, koncerty. Nie myślałeś kiedykolwiek
żeby założyć rodzinę, czy coś? Pomieszkać gdzieś dłużej niż
parę miesięcy?
-Kocham to co robię.
Uwielbiam tworzy muzykę i dzielić się nią z ludźmi. Lubię
występować na scenie, chociaż nie cieszy mnie to aż tak bardzo
jak Stevena. To on nalega na ciągłe koncerty. Uwielbia być na
scenie. Pasuje tam. Nigdy nie myślałem o rodzinie, to znaczy
oczywiście zdarzało się, że patrząc na córkę Stevena,
żałowałem że nie mam dzieci, ale rzadko. Moje małżeństwo
rozpadło się dosyć szybko, a mi to nie bardzo przeszkadzało. Ta
kobieta szybko zaczęła działać mi na nerwy. Podróże mi nie
przeszkadzają, w końcu zawsze po paru miesiącach w hotelach,
samolotach i autokarze wracam do własnego domu. A tobie podoba się
twoja praca?
-Kelnerki? Hmm... Cóż
nie jest to praca marzeń, ale chyba jest ok.
-Chyba?
-Tak naprawdę nie umiem
powiedzieć. Uważam że nie da się stwierdzić, czy praca jest
fajna, czy nie. Szczególnie w zawodzie takim jak mój, gdzie
obcuje się z innymi. Wszystko zależy od ludzi. Raz można trafić
na miłego człowieka, a raz na chama. To koło fortuny.
-No tak, tu masz rację.
Gadaliśmy jeszcze jakiś
czas, kiedy Joe poszedł do łazienki miałam chwilę żeby się
rozejrzeć. Środek był urządzony w bardziej imprezowym stylu,
jednak był bardziej elegancki niż zwyczajny bar. Znajdowały się
tam głównie duże kanapy, przy których stały niewielkie stoliki.
Grała muzyka, jednak była dosyć cicha. Stał tam długi bar z
rzędem wysokim stołków. Musiały się tam czasami odbywać jakieś
imprezy, ponieważ znajdował się tam również niewielkich
rozmiarów parkiet. Światła były przygaszone, ściany były
ciemnego koloru, za to podłoga i meble były jasne. Bardziej
elegancka część restauracji znajdowała się tu gdzie nasz stolik
- na ogromnym tarasie. Stało tu całkiem sporo jasnych stolików
nakrytych niewielkimi ciemnymi serwetami. Podłoga była z ciemnego
drewna. Całość otaczała szklana balustrada. Spojrzałam ponad nią
i ujrzałam cudowny widok. Los Angeles nocą wyglądało pięknie,
zwłaszcza z tej wysokości. Kiedy przypatrywałam się krajobrazowi
wrócił Joe i siadając na swoim miejscu powiedział:
-Ładnie tu, prawda?
-Pięknie. Widok jest
niesamowity.
-Owszem.
Zjedliśmy jeszcze deser, a
następnie Joe uparł się, że odwiezie mnie do domu. Niedługo
potem staliśmy już pod moją furtką.
-Dziękuje za kolację i
za podwiezienie. - powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma za co, to była
przyjemność. I dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać,
mimo że zaprosiłem cie tak późno. - odwzajemnił uśmiech. Już
miałam się pożegnać i wysiąść kiedy znów usłyszałam jego
głos. Kątem oka zauważyłam, że ktoś stoi przed drzwiami Hell
House i nam się przygląda.
-Michelle. - Wyraźnie
zawahał się na chwilę.
-Czy uważasz to spotkanie
za randkę?
Chwilę siedziałam patrząc
na niego i nie wiedząc co powiedzieć. Zupełnie nie spodziewałam
się takiego pytania.
-Nie zastanawiałam się
nad tym. Chyba nie. Nie wiem, nie myślałam o tym. To że Cię
spotkałam i tak wydaje się zupełnie nie realne.
-Nie chciałbym żebyś
tak o tym myślała, że spotykam się z tobą żeby zaciągnąć Cie
do łózka, czy coś. Jesteś naprawdę piękna dziewczyną, jednak
jest w tobie coś takiego co nie pozwala mi o tobie myśleć w ten
sposób. Mam nadzieje, że na to nie liczyłaś.
-Nie, nie liczyłam na to,
że będziesz chciał się ze mną przespać, ani na nic więcej.
Jestem twoją fanką, kocham twoja muzykę, ale też bardzo Cie
polubiłam i to dlatego się z tobą widuje.
-Nie wierzę, że to
powiem. Nie myślałem, że powiem to kiedykolwiek, ale wydaje mi
się, że po prostu chciałbym mieć w tobie przyjaciółkę. Chyba
tego mi w życiu brakuje. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam
uśmiech.
-Mi to jak najbardziej
pasuje.
-No to dobranoc.
-Dobranoc.
Wysiadłam z samochodu i
ruszyłam w stronę drzwi. Odwróciłam się jeszcze i pomachałam mu
na pożegnanie. Niedługo potem leżałam już w łóżku, umyta, w
swojej ulubionej piżamce. Szybko zasnęłam.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i spojrzałam na zegarek, 14:20. Trochę zaspałam. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
-Oo, widzę, że Cię obudziłem. Wybacz.
-Cześć Axl. - ziewnęłam.
-Wejdź. - zamknęłam za nim drzwi . Kiedy wyszłam z korytarza chłopak już był w kuchni i robił kawę.
-Tak, proszę bardzo, rozgość się. - powiedziałam z przekąsem.
-Przymknij się, robię Ci kawę. Poszłabyś się ogarnąć, a nie psioczysz. - pokazałam mu język, on odpłacił mi tym samym, i ruszyłam na gorę. Przebrałam się, uporządkowałam włosy i zeszłam na dół. Kawa stała na stole obok butelki Jacka, a rudzielec niemal wlazł do mojej lodówki.
-Szukasz tam szczęścia? - odwrócił się, zamknął drzwi i siadł przy stoliku.
-Szukam jedzenia, ale w tej lodowce nic nie ma.
-Wiem nie miałam czasu zrobić porządniejszych zakupów.
-A tak, widziałem. Szybko znalazłaś sobie faceta. Kto to taki?
-Spieprzaj. Nie byłam na randce, to tylko znajomy. Swoją drogą, jak Ci poszło z twoją dziewczyną. Masz niezły humor. To chyba dobry znak.
-Tak. Dziękuję za radę. W sumie po to przyszedłem. - przesunął butelkę whiskey w moją stronę.
-To w ramach podziękowania.
-Dziękuję. Polecam się na przyszłość. - zaśmiałam się.
-Opowiedz mi coś o niej. Ciekawa jestem komu pomogłam. - zaczął opowiadać, ja głównie słuchałam i przytakiwałam. Kiedy o niej mówił dostrzegłam zmianę w jego oczach, było w nich widać miłość. Naprawdę ją kochał. Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam, że taki chłopak jak on może się zakochać i to tak na serio. Później jeszcze długo rozmawialiśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz