poniedziałek, 8 maja 2017

Rozdzial 5 "Now the sorrow in my heart will never fade"

           Obudziła się i zdezorientowana rozejrzała po pokoju. W pierwszej chwili nie wiedziała gdzie jest, jednak szybko przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek, 13:20. Dosyć późno. Zaczęła się zastanawiać co zrobić teraz. Nie pójdzie do szkoły, ani nie wróci do domu, nie miała też ochoty znowu mieszkać w domku na drzewie. Rozmyślania przerwało jej szczekanie psa. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Jeffa idącego w kierunku domu z plecakiem na ramieniu. Zwierze oparte na płocie czekało na swojego pana wesoło merdając ogonem. Psina nie był duży, raczej średnich rozmiarów, najprawdopodobniej kundel. Był cały czarny, prócz lewego ucha które było bielutkie. Miał piękne brązowe, błyszczące oczy. Chłopak otworzył furtkę, przy której już czekało uradowane zwierze. Pies zaczął skakać i szczekać wesoło. Brunet pogłaskał go i coś powiedział jednak Angie nie słyszała co. Przyglądała się jak Jeff zmierza w stronę drzwi wraz ze swoim towarzyszem i zastanawiała się czy i ona mogłaby mieć takie życie. Mieć normalną rodzinę, psa, ładny dom z zadbanym ogródkiem. Teraz to już chyba niemożliwe. Po tym co przeszła i co na pewno jeszcze będzie musiała przejść, to przegrana sprawa. Zawsze będą dręczyć ja wspomnienia. Dobrze wiedziała, że przenigdy nie zazna sielankowego życia. Jednak mimo iż była tego świadoma zawsze wypierała takie myśli. Wolała żyć kłamstwami i fałszywymi wyobrażeniami o normalnym, szczęśliwej rodzinie. Słyszała jak chłopak wszedł do domu i przywitał się z matką. Wzięła plecak z podłogi. Zaraz potem zobaczyła go w drzwiach pokoju.
  -Pójdę już. Nie chcę dłużej siedzieć na głowie tobie i twojej rodzinie.
  -Nikomu to nie przeszkadza.
  -Nie? Gdzie dzisiaj spałeś? Na kanapie, bo ja zajęłam twoje łóżko. Tak naprawdę nawet mnie nie znasz.
  -Znam Cie wystarczająco długo, żeby chcieć Ci pomóc.
  -To nie twój problem, tylko mój i nie powinien się nim przejmować nikt prócz mnie.
  -Jeśli chcesz to idź, nie mogę Cię zmusić żebyś została, ale dokąd tak właściwie chcesz pójść.
  -Pewnie do domu. W końcu kiedyś będę musiała tam wrócić.
  -Odprowadzę Cię.
  -Nie. Nie ma takiej potrzeby.
  -Dobrze, skoro tak chcesz. - brunet odprowadził Angie do drzwi.
  -Dziękuję za wszystko.
  -Nie ma za co. Na pewno chcesz już iść?
  -Tak.
  -Ok. Tylko zrób coś dla mnie proszę.
  -Co takiego?
  -Spotkaj się z Amy, bardzo się o Ciebie martwi.
  -Dobrze, obiecuję. Cześć.
 -Cześć. - Odwróciła się i ruszyła przed siebie jednak nie usłyszała za sobą odgłosu zamykanych drzwi i jeszcze przez pewien czas czuła na sobie spojrzenie chłopaka.
     Szła powoli. Nigdzie jej się nie śpieszyło. Była już strasznie głodna i jeszcze bardziej zmęczona, ale nie zatrzymała się. Wolno zmierzała w kierunku swojego własnego piekła. Jakąś godzinę później była pod domem. Stanęła przed drzwiami i przez pewien czas wahała się czy wejść, czy może jeszcze trochę pomieszkać w lesie. Nie miało to znaczenia. Uciekając odwlekłaby to co nieuniknione. W końcu będzie musiała tu wrócić. Nie może całego życia spędzić na drzewie. Przekręciła gałkę, drzwi nie były zamknięte, czyli był w domu. Wkroczyła do piekła i wiedziała, że już nie ma odwrotu. Po cichu weszła do mieszkania, zdjęła buty, kurtkę powiesiła na wieszaku, po czym powoli, najciszej jak mogła ruszyła korytarzem. Zajrzała do salonu, ojczym leżał na kanapie, spał. Ucieszyła się i trochę pewniejszym krokiem poszła do swojego pokoju. Przebrała się w pidżamę i położyła na łóżku.
      Obudził ją dzwonek budzika. Wyłączyła go, wstała i ruszyła w stronę łazienki. Przejrzała się w lustrze. Po swoim wyglądzie stwierdziła, że nie może iść do szkoły w takim stanie. Cała była poraniona. Nie mogła się tak pokazać. Była siódma rano, ojciec jeszcze na pewno śpi. Miała iść do Amy. Oczywiście w takim stanie nie może się z nią spotkać. Zeszła na dół i podeszła do telefonu, wykręciła numer przyjaciółki. Nie była pewna czy o tej godzinie ktoś odbierze. Kiedy już miała się poddać ktoś podniósł słuchawkę.
  -Halo? - od razu poznała ciepły głos w słuchawce.
  -Dzień dobry pani McLevis.
  -Oh. Dzień dobry Angie. Gdzie się podziewałaś? Amy bardzo się o Ciebie martwiła.
  -Mogłaby ją pani poprosić do telefonu? - zbyła jej pytanie, nie mogła jej przecież powiedzieć, że przez ostatnie kilka dni nie mogła wyjść z domu, bo ojczym ją pobił, po czym mieszkała w lesie. Słyszała jak kobieta odchodzi od telefonu i woła przyjaciółkę i nagle uderzyła ją pewna myśl. Nie powiedziała Jeffowi, żeby zachował to co widział dla siebie. Mógł jej wszystko powiedzieć wczoraj kiedy się widzieli. Nie była przygotowana by zupełnie szczerze porozmawiać z przyjaciółką o tym wszystkim co się działo. Myśli przelatywały przez jej umysł jedna za drugą. Nie wiedziała czy powinna kłamać, czy mówić prawdę. Od razu się do wszystkiego przyznać, czy może spróbować zmienić temat. Nie miała pojęcia ile Amy wie na temat tego co się dzieje u niej w domu. Już miała odłożyć słuchawkę, kiedy usłyszała głos przyjaciółki.
  -Angie?!
  -Hej Amy.
  -Gdzieś ty się podziewała do cholery?! Nie dajesz znaku życia! Nie przychodzisz do szkoły! Nie ma Cię w domu! Co robiłaś przez cały ten czas?! Gdzie byłaś?!
  -Przepraszam. Postaram Ci się wszystko to wynagrodzić jakoś. Byłam zajęta. Wybacz.
  -Zajęta?! Jak to zajęta?!
  -Normalnie, obiecuję że się spotkamy i wszystko Ci wytłumaczę, teraz muszę już iść. Narazie.
  -Angie zaczekaj. - Ona jednak nie chciała czekać. Od razu odłożyła słuchawkę i poszła do kuchni. Otworzyła lodówkę, zrobiła prowizoryczne śniadanie z tego co można było w niej znaleźć i wróciła na górę. Przydałoby się nadrobić trochę lekcje, kiedyś nie miała z tym problemów, nie przepuszczała nawet jednego dnia szkolnego. Jednak od pewnego czasu jej ojciec stał się jeszcze bardziej agresywny, nie miał już żadnych zahamowań. Bił ją coraz częściej i coraz bardziej. Zastanawiała się czy to jest przejściowe, czy już tak zostanie, a może będzie jeszcze gorzej? Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z tych pytań, przez co dręczyły ją jeszcze bardziej. Usłyszała odgłos zamykanych drzwi wejściowych, co oznaczało, że ojczym gdzieś wyszedł. To wyrwało ją z rozmyśleń. Zjadła śniadanie, ubrała się po czym zeszła na dół i usiadła przy pianinie. Zaczęła grać, delikatnie, smutno, nie był to żaden konkretny utwór. Po chwili już nie myślała o tym co gra, jej palce nadal lekko poruszały się po klawiszach, jednak myślami Angie była już zupełnie gdzie indziej, gdzieś bardzo daleko stąd.
        Na ziemie sprowadził ją dźwięk otwieranych drzwi.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz